wtorek, 16 kwietnia 2024

"Tancerka z Moulin Rouge" żarłoczność z Montmartre


Kiedy myślimy o Paryżu końca XIX wieku chyba jednym z wielu skojarzeń są kabarety. Na Montmartrze tworzyła się nowa forma sztuki i rozrywki. A skoro tak, to musiały być i gwiazdy. Znamy je z plakatów Lautreca- jest śpiewająca Yvette Guibert, albo królowa kankana Louise Weber znana jako La Goulue.  I właśnie to określenie- żarłoczna, doskonale tę postać charakteryzuje. 

 

Poznajemy młodą praczkę, która ucieka od niechcianego małżeństwa i zaczyna życie godne paryskiej bohemy. I to życie- konfrontacja oczekiwań i rzeczywiści jest sednem książki. Są występy, oklaski, ale jest też praca na sali tanecznej, walka o swoje miejsce w zespole, waletowanie w garderobie, praca w kwiaciarni. Jest godzenie się na granie roli wyzwolonej tancerki i królowej kankana na scenie, przy kolacji i domu. Lousie żarłocznie rzuca się na życie, zrywa z konwenansami, kokietuje kobiety i mężczyzn, romansuje, pije, pali, żyje tak, jakby jutro miało nie być. Osiąga sukces, ma sławę, pieniądze. Ma też grono wiernych przyjaciół, ale to w gruncie rzeczy tragiczna postać i historia.   

 

Autorce udało się przedstawić postać  La Goulue w  jej złożoności: dziewczynę z marzeniami, chęcią życia na własnych zasadach, ale też egocentryczną, nieliczącą się uczuciami tych, którzy są dla niej ważni.  Dziewczynę ambitną, świadomą swoich atutów,  która potrafi długo szlifować układ taneczny i zaskakiwać pomysłami, ale nie na tyle wytrwałą, by w momencie gdy zajdzie na szczyt, na nim zostać na długo. Nieźle jest też przedstawiony Montmartre- z jego nocnym życiem i bohemą.  Widać rolę Czarnego Kota  w tworzeniu nowej formy, czyli kabaretu artystycznego, a potem pewną rewolucję w rozrywce, jaką był Moulin Rouge.  Niestety, opowieść trochę się ciągnie i  można ją skrócić, nadając akcji większej dynamiki, tym bardziej, że część wahań i zachowań Louise zaczyna się powtarzać i zlewać. Mam też uwagę do strony edytorskiej- to powieść popularna, ale opowiadająca o konkretnych postaciach i  miejscach.  Fakt, iż w króciutkim zdaniu zostaje wspomniany siedzący przy fortepianie Eric Satie jest smaczkiem, pozwalającym docenić  budowaną przez autorkę historyczną rzeczywistość. I dlatego przydałyby się książce przypisy dotyczące postaci historycznych (w momencie, gdy w nowych wydaniach Biblioteki Narodowej opatruje się przypisem postać Napoleona (!) warto poszerzyć perspektywę czytelników powieści historycznych). I  zaskakujący jak brak tłumaczenia pseudonimu panny Weber, który jak doskonale oddaje jej postać i charakter (jasne, to żaden problem sprawdzić w necie, ale warto ułatwić czytelniom życie).

 

To historia o kabarecie- świecie śmiechu, beztroski, zabawy. I o jego drugiej, znacznie mniej kolorowej stronie. O ludziach, którzy dawali innym chwile rozrywki, a sami, poszukując szczęścia i spełnienia, miotali się między bardzo różnymi uczuciami. Którzy tak samo jak publika, uciekali do Moulin Rouge, by tam na scenie zasłużyć na oklaski i poczuć się na miejscu. Tylko przez chwilę. Odbijając się w oczach nieznanych ludzi, którzy mogą okazać się za chwilę (i często tylko na chwilę) użyteczni, ważni.  

To historia, która zostawia czytelnika w poczuciu smutku. A smutek robi się głębszy w momencie, gdy pomyślimy, że losy podobne do panny Weber miało wiele ówczesnych tancerek, ale one nie stały się nawet na chwilę gwiazdami z plakatu Lautreca.

 

 Za książkę dziękuję Wydawnictwu.

   

 Tanja Steinlechner. "Tancerka z Moulin Rouge".  Przeł.  Agata Chmielecka. Wyd. Marginesy. Warszawa 2024.

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz