czwartek, 22 listopada 2018

"Seans w Domu Egipskim" Ten Przybysz i Szczupaczyńska

Rok 1898 obfitował w ważne wydarzenia. Dla profesorowej Szczupaczyńskiej szczególnie bolesne było zamordowanie cesarzowej Sisi,  przybycie do Krakowa amoralnego artysty tfu! Przybyszewskiego oraz morderstwo, które wydarzyło się podczas seansu spirytystycznego w czasie zaćmienia księżyca.  Bowiem gdy siły metapsychozy krążyły wokół stolika, gdy siły witalne pchały szatańskiego Stanisława do pokoju sąsiedniego, gdy  jeszcze nie aż tak słynne medium czyniło swoje sztuki, gospodarz, zacny i szanowany lekarz, został otruty... 

Profesorowa chcąc nie chcąc bierze nie siebie ciężar śledztw, a przy okazji musi przygotować dom do świąt i radzić sobie  z fochami przemęczonej służącej Franciszki. Szczęśliwie, jako że  winni zbrodni mogą być tylko ci, którzy znajdowali się w Domu Egipskim, profesorowa nie musi kierować się do aż tak podejrzanych domostw jak podczas poprzednich śledztw. Ale z drugiej strony, czy przesiadywanie w kawiarniach, choćby nie wiadomo jak zacnych, a przede wszystkim wejście do szatańskiego lokum i spędzenie nowomodnej imprezy, jaką są huczne imieniny Sylwestra, w towarzystwie Tego Człowieka i jego świty nie jest czymś znacznie gorszym? Ale dzielna Zofia,  uzbrojona w srebrny ołówek, znajomość plotek i chęć odnalezienia prawdy, nie zawaha się przed niczym.  Co tu dużo mówić- odwiedzinami w jaskini zepsucia, w której rządy sprawuje sam Przybysz, zaskarbiła sobie szacunek i podziw! Poza tym, jako kobieta mająca już pewne doświadczenie, nie zawaha się ostro rozmawiać z pewnymi damami, czytać ich listów (także tych z krzyżykiem!), a nawet usiąść na krześle, choć nikt jej tego nie zaproponował! Wyrabia się Zofia, nie ma co!  Szczęśliwie pewną pomocą zacnej profesorowej może służyć Tadeuszek Żeleński, który zna dekadentów i ich "sztukę". Niechybnie pewna epoka się kończy...

Trzecia przygoda Szczupaczyńskiej jest pod względem intrygi chyba najlepsza (a może po prostu ja, wierna czytelniczka niejakiej Christie, najbardziej lubię takie zagadki z określona z góry liczbą podejrzanych). Pani Szymiczkowa, zręcznymi piórami swych pomocników Dehnela i Tarczyńskiego pisze jak zwykle dowcipnie, inteligentnie, mając do swej bohaterki i Krakowa tamtych lat pewien sympatyczny dystans.  Znów pojawia się "pacykarz" Wyspiański,  konserwatyści czytają"Czas", kolędnicy mówią słowami  spisanej przez Schillera "Pastorałki", a w listach (także tych z krzyżykiem!)  mieszają się wyznania Przybysza i pani Mniszkówny. Kraków jest coraz bardziej modern,  a profesorowa, choć przeświadczona o wyższości cesarskiego porządku świata, uchyla chyba drzwi nowym prądom. Bo  sylwester z Przybyszewskim to nie wszystko na co ją stać! Czekam, bo moim zdaniem, Zofia Szczupaczyńska powinna jeszcze głębiej wejść w świat bohemy!

 Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński (Maryla Szymiczkowa), "Seans w Domu Egipskim". Wyd. Znak. Kraków 2018.
Pierwsza przygoda profesorowej:
Druga przygoda profesorowej:

środa, 14 listopada 2018

"Strażniczka miodu i pszczół" z włoskiej wyspy

Malownicza  włoska na Sardynii,  lato,  morska bryza, słońce koloru miodu i brzęczenie pszczół. Kto tęskni za podobnym otoczeniem powinien sięgnąć po tę książkę.   Historię, która z jednej strony jest opowieścią o szukającej swojej drogi pszczelarce, czy raczej strażniczce pszczół, która po latach wraca do rodzinnej wioski , a z drugiej: pochwałą natury i miodu.  Główna bohaterka książki, Angelica, wędrująca przez lata od pasieki do pasieki, wraca  na Sardynię, by zmierzyć z paroma sekretami swojego dzieciństwa.  Odziedziczyła bowiem dom po kobiecie, która kiedyś była dla niej jak matka i przekazała całą wiedzę o pszczołach. Poza odnalezieniem starych zapisków opiekunki,  spotyka też  swoją pierwszą miłość- Nicolę, mężczyznę, który też nosi w sobie kilka tajemnic. Jednak nie tylko wspomnienia i dawne historie dotykają dziewczyny. Współczesność daje  o sobie znać choćby planami zagospodarowania wyspy, które mogą zrujnować  tamtejszy ekosystem. Angelica na początku niepewna swojej przyszłości i decyzji,  postanawia włączyć się w życie lokalnej społeczność, a jej zaangażowanie dziwi ja są samą. 
Opowieść o walce ludzi z planami korporacji, a także próbach  odnowienia dawnych uczuć to nic nowego. To elementy napędzające akcje, ale nie o akcję w tej powieści chodzi. Bo opowieść snuje się dość leniwie, a momenty kulminacji nie powodują dramatycznych zwrotów.  Najciekawszy jest w niej  urzekający klimat, tworzony opisami morza, przyrody i niezwykłych miejsc, takich  jak stare drzewo oliwne, zamieszkiwane przez endemiczne pszczoły.   Autorka umie pisać tak, że czytelnik błyskawicznie wchodzi w tworzony przez nią świat i wyobraża sobie piękno wyspy  i bogactwo przyrody.  Zresztą Caboni  sama mieszka na Sardynii i jest jej wspaniałą ambasadorką.  Czytając  jej opisy wyspy chce się tam pojechać i zobaczyć na własne oczy błękit morza, zieleń drzew i bogactwo kolorów kwiatów.  Dodatkowym elementem wyróżniającym tę powieść jest rozpoczynanie każdego rozdziału od charakterystyki różnych gatunków miodu.   Czytamy o różnych barwach miodu, o jego właściwościach wywoływania uśmiechu, łagodzenia stresu, zjednywania przyjaciół. Miód staje się czymś niemal magicznym- darem natury,  który leczy, koi i upiększa.  Lektura uświadamia jak wiele pracy i wiedzy potrzeba do zamknięcia w słoiku miodu. I że miód powinniśmy smakować  i zachwycać się jego barwą, konsystencją, stopniem scukrzenia  i zaskakującymi smakami, które ze sobą niesie.  A ponieważ ja miód jem najczęściej w wakacje, ta książka była pretekstem do powrotu do wakacyjnych wspomnień. I momentem dla marzeń o słońcu, morzu i słodyczy.

Cristina Caboni, "Strażniczka miodu i pszczół". Przeł. Karolina Stańczyk. Wyd. Muza. Warszawa 2018. 

środa, 7 listopada 2018

"O tym można rozmawiać tylko z królikami", młodzi wrażliwcy

 Czasem każdy z nas czuje się inny, niedopasowany do sytuacji, przewrażliwiony.  Słyszy i przeżywa więcej i dogłębniej. Bierze do siebie. Czuje się z tym dziwnie, albo źle. Jest zagubiony. Takie chwile przeżywamy wszyscy, ale czasem, gdy zdarzają się najczęściej jest czas dojrzewania. I właśnie do nastolatków kierowana jest tak książka. Książka obrazkowa, z małą ilością tekstu.  Bo tu nie ma niepotrzebnego słowa, zapychania stron tekstem. Pod tym względem książka jest świetna dla młodych czytelników, którzy nie chcą marnować cennego czasu na czytanie o drobiazgach. Od razu jesteśmy wprowadzeni w świat bohatera, który wbrew pozorom wcale nie jest królikiem. Książka mądra, bo nakazująca samemu wyciągać wnioski, interpretować i myśleć.  
Jedno co mnie zastanawia, to czy młodzież, która zwykle ma uczulenie na wszystko co "dzidziusiowe", a książki  obrazkowe kojarzy z literatura dla najmłodszych, sięgną po tę pozycję. Ale już po pierwszych stronach widać, że ilustracje (absolutnie nie "dzidziusiowe") są jednak przeznaczone dla starszego czytelnika, który wyrósł z przesłodzonych obrazków i nie boi się być królikiem .Warto.   

Anna Höglund, "O tym można rozmawiać tylko z królikami”. Przeł. Katarzyna Skalska. Wyd. Zakamarki. Poznań 2018.