Skoro jest lato, czas przypomnieć sobie o Agacie Christie (zdaje się, że już pisałam, że doskonale relaksuje się przy jej kryminałach...nie ma to jak odpoczynek z trupem w tle;)
"I nie było już nikogo"
(czyli to samo co "Dziesięciu murzynków" albo "Dziecięciu żołnierzyków") wygrało w
plebiscycie na najlepszą książkę Christie, godząc tym samym Poirocistów i
Marplefilów, bo ani belgijski detektyw, ani staruszka z prowincji w tym kryminale nie występują. Chociaż sama głosowałam na
inny tytuł, do tej powieści mam wielki sentyment, ponieważ była to pierwsza książka
Christie, którą czytałam. I której rozwiązanie zapadło mi w pamięć
(co wcale nie jest takie oczywiste).
Na
Wyspę Żołnierzyków zostają zaproszeni nie znani sobie ludzie. Jest lekarz, sędzia, była guwernantka, zgorzkniała
stara panna, młody awanturnik, policjant z przeszłością, służba… W pokoju każdego
z nich wisi wierszyk o dziesięciorgu żołnierzykach, którzy po kolei giną. I
zgodnie ze zwrotkami umierają przybyli na wyspę. Zbieg okoliczności? Głupi
żart? Próba wymierzenia sprawiedliwości przez … przez kogo?
Może się zrodzić
pytanie- po co powtórnie czytać kryminał, jeśli pamięta się kto zabił? Dla przyjemności i słuchania ciekawej i dobrze
przeczytanej historii. Mając z tyłu
głowy rozwiązanie, śledziłam rozwój wypadków kolejny raz stwierdzając, że Agata miała łeb. W "I nie było już nikogo" mamy z jednej
strony zbrodnię wykonywaną wg tropu z dziecięcego wierszyka (wyliczanki dość często pojawiają się
w kryminałach Christie), z drugiej jest to typowa zagadka odizolowanej od reszty świata wyspy, na której
znajdują bohaterowie, będący jednocześnie podejrzanymi, ofiarami i mordercami.
Ludzie, z których każdy ma na sumieniu wydarzenie podlegające paragrafom, ale nieudowodnione i
niejednoznaczne. Bo czy wysłanie na front kochanka żony jest równoznaczne z
jego zabiciem? Czy chlebodawczyni jest
winna samobójstwa popełnionego przez wyrzuconą przez nią z domu ciężarną służącą?
Albo czy brak opieki nad starszą panią jest jej zabójstwem? Czytając po raz kolejny tę powieści i nie skupiając
się aż tak bardzo na typowym "kto zabił?",
dostrzegłam, że Christie (choć przede wszystkim dostarcza świetnie
skonstruowanej kryminalnej rozrywki)
stawia też pytanie o płynną granicę moralności, odpowiedzialności i zawinionej zbrodni. To
dowód, że Christie nie jest, wbrew temu co się sądzi, przedstawicielką
archaicznego patrzenia na powieść kryminalną. Christie pisze o człowieku, nie
ma w jej książkach efekciarskiego epatowania zbrodnią, ale jest refleksja, której trochę brakuje
mi np. w skandynawskich kryminałach, w których patologia goni patologię, a
opisy zbrodni są tak naturalistyczne, że Zola nie musiałby się ich wstydzić. Stara
dobra Christie jest cały czas dobra, i dlatego się nie starzeje.
Jeszcze słowo o Danucie Stence, która
czytała audiobuka. Najwięcej aktorskiej ekspresji
otrzymała postać Very, która jest jedną z najdłużej żyjących gości Wyspy Żołnierzyków,
pozostali bohaterowie nie zostali wyposażani
w aż tak charakterystyczne głosowe elementy. Jednak całość czytana jest dobrze i książki czyta się z przyjemnością. Stenka buduje bardzo dobry klimat, zwłaszcza w
tych scenach, w których pojawia się element zagrożenia, histerii i opresji. Co tu dużo mówić-klasyka! Znać warto.
Agata Christie, "I nie było już nikogo". Wyd. Dolnośląskie. Wrocław 2014. Czyta: Danuta Stenka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz