Czy Jean ukryła tam też ten ostatni list?
Od listu się zaczyna i listem się kończy. Historia zostawiająca czytelnika w mglistym smutku, bo trochę o rozczarowanych, ale nie aż tak dojmującym, bo jednak to historia o tym, że coś dobrego może przyjść w bardzo nieoczekiwanym momencie.
Jest rok 1957, Jean Swinney pracuje w gazecie i jako jedyna kobieta w redakcji ma zająć się listem czytelniczki, w którym ta przekonuje, że urodziła córkę w wyniku partenogenezy. Jean zaczyna dziennikarskie śledztwo, zaczyna też zaprzyjaźniać się z Gretchen, jej córką i mężem. Dziennikarska robota, ale przede wszystkim relacje między ludźmi sprawią, że życie starej panny, która opiekuje się chorą matką, wjedzie na inne tory.
To bardzo dobra powieść obyczajowa. Z wątkiem rozwikłania tajemnic szpitalnych koleżanek sprzed lat. Z bohaterkami, które nie są rozmemłane w opisach. Z uzupełnianymi po kolei elementami układanki z konwenansów, historii, medycyny (to czas długo przed erą badań genetycznych). Powieść z wielu odcieni: samotności, znużenia porównaniami, miłości macierzyńskiej, ostatnich szans na szczęście, porywów serca, które nie są bez konsekwencji, oddechu czegoś nowego w statecznym życiu. To dobrze opowiedziana historia zwykłych ludzi, z ich pragnieniami, wspomnieniami i zobowiązaniami.Taka, przy której jest się ciekawym, co będzie dalej, ale jednocześnie specyficzny klimat końca lat 50. oddany jest delikatnie, z bardzo dyskretnym półuśmiechem, że nie chce się przyspieszać lektury. I chociaż w ostatecznie to nie jest to książka z typowym happy endem, to jest to powieść o codziennej odwadze zawalczenia o swoje szczęście. Nawet to drobne. O drobnostki, które przymknie się w szufladzie, by wrócić do nich, gdy nadejdzie czas. By przerwać rutynę. Zamarzyć.
Clare Chambers. "Małe przyjemności". Przeł. Magdalena Sommer. Wyd. Znak. Kraków 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz