Tom obejmuje chyba najdłuższy czas (poprawcie!), przez co jest bardzo dynamiczny, a kolejne lata przebiegu I wojny nadają jej tempo i nerw. Wiadomości z frontu, momenty nadziei i beznadziei Kanadyjczyków ruszających do Europy, działania pomocowe, pokazały nieznaną stronę historii, bo nie wiedziałam, że Kanada tak szybko włączyła się w działania wojenne, a tym bardziej, że do mieszkańców sielskiej Wyspy Księcia Edwarda docierały wieści z Przemyśla i Brześcia (ciekawe, że Montgomery pisze o Polakach, narodzie, którego teoretycznie nie ma, a przecież jest). Historia, która upomina się o część bohaterów powieści to jedna, mocna strona książki. Drugą jest dorastanie Rilli i jej, może ciut tendencyjna, w pozytywistycznym rozumieniu, przemiana. W przededniu wielkiej wojny Rilla (jak Scarlett!), martwi się balem. Nie chce, jak rodzeństwo dalej się uczyć, bywa próżna i lekkomyślna. Ale gdy trzeba szybko dorosnąć, zmienia się. Na szczęście ta metamorfoza jest prawdopodobna. Rilla po prostu wyrasta z pewnych zachowań, a czułe oko rodziców pozwala budzić nowe zachowania. Rilla zostaje lepszą wersją siebie i to zanim pojawiały się instagramowe mądrości... jej przemiana jest bardzo w duchu dziewczyńskich powieści, ale nie odbiera bohaterce życia i kolorów. A przy okazji pokazuje niełatwe życie kobiet, które swoją służbę pełnią w domach, żegnając mężów i synów, opiekując się wojennymi sierotami, zbierając pieniądze i szykując paczki. I pisząc listy, które dodają historii dużo prawdy i wzruszeń.
To była bardzo dobra podroż z Anne i jej rodziną.Dała dużo uśmiechu, wzruszeń. I wymogła tęsknotę za innymi książkami Montgomery!