Leon pracuje na nocki i potrzebuje kasy, Tiffy ma zwykły etat i potrzebuje mieszkania. I tak stają się współlokatorami, którzy z racji sposobu życia mają się mijać i porozumiewać tylko za pośrednictwem kartek… A jak to się skończy? Wiadomo, bo to komedia romantyczna. Brytyjska, co dość mocno rzuca się w oczy, i choć okładka wspomina Jojo Moyes, to równie dobrze można powołać się na Helen Fielding, Nicka Hornby'ego i Davida Nichollsa. Jest coś w tych brytyjskich historiach, jest! Bo choć wszyscy wiemy, jak się skończy, to jednak czytamy, poznając kolejne etapy znajomości, a tu z dzięki dwutorowej narracji poznajemy wypadki z perspektywy obojga bohaterów. I, uroczych (zwłaszcza w świecie smsów) karteczek i liścików.
I jest jeszcze kilka szczegółów, które urozmaicają historię i pozwalają nie skupiać się tylko na relacji głównych bohaterów, która od początku zmierza w oczywistym kierunku (nawet jeśli autorka próbuje przekonać nas, że tak nie jest, dając Leonowi dziewczynę, a Tiffy nie najlepsze wspomnienia z byłym chłopakiem).
Tym, co zwróciło moją uwagę był po pierwsze wątek pracy Tiffy- redaktorki w wydawnictwie specjalizującej się w książkach o robótkach ręcznych (współcześnie zwanych DIY). Lubię wątki książek w książkach, a tu rzucono trochę światła na mało docenianą pracę redaktora i ciekawy wątek układów między nimi a autorami. Kolejny element to praca Leona, pielęgniarza w hospicjum. Autorce udaje się opisać miejsce odbierane jako niezwykle smutne i pełne spraw ostatecznych, jak przestrzeń, w której jest miejsce dla uśmiechu i nadziei, a chorująca na białaczkę dziewczynka to najmądrzejsza i najsympatyczniejsza bohaterka tej powieści. Ciekawą odskocznią dla wątku rodzącej się znajomości, przyjaźni i zauroczenia jest też historia brata Leona, który odsiaduje wyrok za napad, (spojler) którego nie dokonał. Ponieważ zawsze lubiłam sceny z sal sądowych, ten wątek chętnie widziałbym bardziej rozwinięty.
Ma książka sporo plusów, minusem jest to (co dla mnie jest wadą bardzo wielu współczesnych historii),że momentami rzecz się rozwleka i spokojnie można książkę skrócić o jakieś 50 stron, bo chwilami narracja traci tempo. Ale, niczym mała czarna, czyli seria, w której jest wydana, może być sympatycznym przerywnikiem dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz