Elizabeth von Arnim 
jest autorką książki, którą 
kiedyś bardzo chciałam przeczytać, ale była ciągle wypożyczona, czyli „Zaczarowanego
kwietnia”. Nie tracę nadziei, że kiedyś tę książkę dorwę!  Napisała też powieść
autobiograficzną o ogrodzie pod Szczecinem, który był częścią jej świata, gdy
ta Angielka zdecydowała się wyjść za Niemca i wyjechać nim na Pomorze.  Życie małżeńskie pisarki nie układało się zbyt
szczęśliwie, ostatecznie rozwiodła się z mężem, który w książce występuje pod
wiele mówiącym pseudonimem Gniewny. Zresztą Elizabeth
nie była typową  kobieta swoich czasów, a
już zupełnie nie pasowała do wzorca pruskiej pani domu.  Chciała być wolna, robić to, co kocha (a
kochała ogrodnictwo i książki). Miała swoje poglądy i  nie obawiała się ich bronić.   
 Książka to nie tylko opowieść o wielkim
umiłowaniu przyrody, której zmiany śledzimy na przestrzeni pór roku,  to też opowieść o życiu kobiety w świecie
pełnym ograniczeń, które ona, żyjąc sobie na prowincji, nagina.  Kobiecie nie wypada grzebać w ziemi, więc
Elizabeth wymyka się na swoje grządki, trwoni pieniądze na nasiona i sadzonki,
rozmawia z ogrodnikiem. Z mężem prowadzi też rozmowy o roli chłopów w majątku i
kobiet, które gdy się ich nie bije wątpią w przywiązanie męża. Ale także
pojawiają się słowa o kobietach, które wcale nie chcą być traktowane na równi z
mężczyznami, bo wolałby mieć ich na każde skinienie.  Poza tym pani domu ma też swoje otoczenie
towarzyskie (w świecie trudnych podróży, wizyty trwały miesiące i znajomi
podrzucali sobie gości). Dlatego do domu Elizabeth przybywają jej przyjaciółka i
podrzucona przez znajomych, artystyczna dusza, chcąca napisać książkę o swojej
podróży (dziś to nikogo nie dziwi). Elizabeth nie szczędzi ironii i humoru w opisach towarzyszek, a także prowadzonych przez nie  rozmów o świecie, sztuce i znów- o roli
kobiet. Książka to zbiór przemyśleń i
wrażeń o ogrodzie,  ludziach,
codzienności. Nie brakuje także refleksji o książkach, bibliotekach i czytaniu (które zdaniem Gniewnego, szkodzi kobietom). Natura i kultura. Bo jak wiadomo od czasów Cycerona "człowiek do życia potrzebuje ogrodów i bibliotek".  Pisane lekko, z humorem
i  delikatna ironią. Nie jest to
historia, która wciąga i nie pozwala się oderwać od lektury,  ale czyta się z dużą przyjemnością, zwłaszcza
ze względu na inteligencję i humor autorki.  Na piękne letnie dni i długie zimowe wieczory. 
Elizabeth von Arnin, "Elizabeth i jej ogród".  Przeł. Elżbieta Bruska i Berenika Marta Lemańczyk. Wyd. MG Warszawa 2011. 

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz