niedziela, 23 września 2018

"Elizabeth i jej ogród" na każdą porę roku


Elizabeth von Arnim  jest autorką książki, którą  kiedyś bardzo chciałam przeczytać, ale była ciągle wypożyczona, czyli „Zaczarowanego kwietnia”. Nie tracę nadziei, że kiedyś tę książkę dorwę!  Napisała też powieść autobiograficzną o ogrodzie pod Szczecinem, który był częścią jej świata, gdy ta Angielka zdecydowała się wyjść za Niemca i wyjechać nim na Pomorze.  Życie małżeńskie pisarki nie układało się zbyt szczęśliwie, ostatecznie rozwiodła się z mężem, który w książce występuje pod wiele mówiącym pseudonimem Gniewny. Zresztą Elizabeth nie była typową  kobieta swoich czasów, a już zupełnie nie pasowała do wzorca pruskiej pani domu.  Chciała być wolna, robić to, co kocha (a kochała ogrodnictwo i książki). Miała swoje poglądy i  nie obawiała się ich bronić.   

 Książka to nie tylko opowieść o wielkim umiłowaniu przyrody, której zmiany śledzimy na przestrzeni pór roku,  to też opowieść o życiu kobiety w świecie pełnym ograniczeń, które ona, żyjąc sobie na prowincji, nagina.  Kobiecie nie wypada grzebać w ziemi, więc Elizabeth wymyka się na swoje grządki, trwoni pieniądze na nasiona i sadzonki, rozmawia z ogrodnikiem. Z mężem prowadzi też rozmowy o roli chłopów w majątku i kobiet, które gdy się ich nie bije wątpią w przywiązanie męża. Ale także pojawiają się słowa o kobietach, które wcale nie chcą być traktowane na równi z mężczyznami, bo wolałby mieć ich na każde skinienie.  Poza tym pani domu ma też swoje otoczenie towarzyskie (w świecie trudnych podróży, wizyty trwały miesiące i znajomi podrzucali sobie gości). Dlatego do domu Elizabeth przybywają jej przyjaciółka i podrzucona przez znajomych, artystyczna dusza, chcąca napisać książkę o swojej podróży (dziś to nikogo nie dziwi). Elizabeth nie szczędzi ironii i humoru w opisach towarzyszek, a także prowadzonych przez nie  rozmów o świecie, sztuce i znów- o roli kobiet. Książka to zbiór przemyśleń i wrażeń o ogrodzie,  ludziach, codzienności. Nie brakuje także refleksji o książkach, bibliotekach i czytaniu (które zdaniem Gniewnego, szkodzi kobietom). Natura i kultura. Bo jak wiadomo od czasów Cycerona "człowiek do życia potrzebuje ogrodów i bibliotek".  Pisane lekko, z humorem i  delikatna ironią. Nie jest to historia, która wciąga i nie pozwala się oderwać od lektury,  ale czyta się z dużą przyjemnością, zwłaszcza ze względu na inteligencję i humor autorki.  Na piękne letnie dni i długie zimowe wieczory. 

Elizabeth von Arnin, "Elizabeth i jej ogród".  Przeł. Elżbieta Bruska i Berenika Marta Lemańczyk. Wyd. MG Warszawa 2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz