poniedziałek, 21 października 2019

"Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" i wcielenia Aidena

O tej książce nie dało się nie słyszeć. Pojawiały się hasła o fantastycznym debiucie, postmodernistycznym podejściu do kryminału, Christie XXI wieku oraz przemieszaniu gatunków.  O prawdziwości tego ostatniego najlepiej świadczy fakt, że w naszej bibliotece książkę można znaleźć na regale z fantastyką.  Czym różni się książka Turtona od klasycznego kryminału retro? Punktem wyjścia- bohater, którego tożsamość poznajemy około 120 strony, a o jego życiu wiemy bardzo niewiele, przebudzając się budzi się  zawsze w innym ciele. Ma siedem dni, by zapobiec śmierci córki gospodarzy rezydencji Evelyn. Bo rezydencka jest jak w starych dobrych kryminałach: wielki dom, ogród, szopa i jeziorko. Jest też, znów jak w starych dobrych książkach, zamknięty krąg podejrzanych- rodziny, gości i służby. Tym co sprawia, że ta książka nie jest kolejną powieścią w stylu Christie (choć niewątpliwe jest pewnym hołdem dla niej i jej pisarstwa), jest właśnie bohater i fabularne twisty, które są związane z jego wcieleniami. I to wcieleniami, które nie są tylko zamiana ciał, ale przede wszystkim wejściem w charakter, przyzwyczajenia i instynkty osoby, w której budzi się Aiden. Aiden musi z jednej strony ratować siebie, bo jeśli nie znajdzie mordercy  Doktor Dżuma uwięzi go w zamkniętym kręgu dni. Musi też rozwiązać zagadkę mając fizyczne ograniczenia kolejnych wcieleń (np. starych, otyłych i ociężałych), a przede wszystkim ich osobowości (czasem znacznie mniej lotne niż Aiden).
Czytelnik zaś musi się przyzwyczaić do tego, że bohater krąży między ciałami i między dniami akcji, to wymaga pewnego skupienia i wejścia w świat powieści oraz szybkiego rozróżnienia bohaterów. Ci są na szczęście kreowani dość charakterystycznie, ale na początku wielość postaci może przyprawić o zawrót głowy. Do sprawy morderstwa dochodzi jeszcze tajemnicza Anna i rzekomy przyjaciel, z którymi Aiden współzawodniczy w zawodach w detektywa. Jak ci ludzie łączą się z jego przeszłością i kim  tak naprawdę jest- to kolejne zagadki tej powieści.
To, co mogę powiedzieć, to że takiej książki wcześniej nie czytałam. Gra z konwencją kryminału, tajemnicze postaci i sekrety ukrywane przez bohaterów jest rzeczywiście zaskakująca.  Sama kryminalna intryga i jej rozwiązanie co prawda nie zrobiła aż takiego wrażenia, ale to pewnie dlatego, że w tej fabule jest bardzo dużo kulminacji i przebić to wszystko nie jest łatwo. Poza tym momentami podróże osobowościowe bohatera wydały mi się przegadane i zbyt rozwlekłe. W końcu kryminały Agaty miały ok 150 stron i to jest (albo raczej powinna być!) dla kolejnych pisarzy ważna wskazówka. Tu 500 stron to przede wszystkim zbudowany dość dokładnie świat przedstawiony, z miejscami, postaciami i siecią wzajemnych zależności, które ujawniają się w trakcie kolejnych dni. "Siedem śmierci..." to dla mnie nie tyle kryminał, co przede wszystkim eksperyment. Udany. I pokazujący jak wiele możliwości tkwi w konwencji kryminały, która jeszcze nie pokazał wszystkich twarzy. 

 Stuart Turton, "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle". Przeł. Łukasz Praski.   Wyd. Albatros. Warszawa 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz