To było lato końca XX wieku. Czas wielkich rodzinnych porządków książkowych. I wtedy gdzieś z drugiego rzędu (ustawiania książek tylko w jednym to marnotrawstwo miejsca!) wyskoczyły „Maria i Magdalena” Magdaleny Samozwaniec. Trzeba było przerwać porządki, bo książka wciągnęła i pociągnęła do czasu dorastania panien Kossakówien i ich dorosłego życia, pełnego osobistych zawirowań i literatury.
„Deficyt niebieskich migdałów” bardzo mi tę książkę przypomina. Autorka opisuje szerzej ten sam czas (od dorastania dziewcząt do 1939), lekko zaznaczając, co działo się z siostrami podczas wojny i z Magdaleną po śmierci Marii. Mamy panoramę czasów dorastania sióstr i ich życia w dwudziestoleciu, gdy obie debiutują i stają się uznanymi pisarkami. Choć przyznam, że tej literackiej Marii chciałabym więcej, bo sporo jest o tym, że tworzy, mniej, że wydaje (a to swoją drogą wcale nie było takie łatwe) i jak jest oceniana (oczywiście znana riposta „Orwin- ostaw mnie w spokoju” jest przytoczona). Wielkim plusem powieści są wiersze przytaczane na początku każdego rozdziału.
O ile Samozwaniec pisała o swojej siostrze z czułością i
przez całe życie budowała wizerunek „zalotnicy
niebieskiej”, o tyle Zakrzewska portretuje siostry ostrzej. Bywają egoistyczne,
wyniosłe, złośliwe, a na wszelkie ich problemy rozwiązanie jest jedno- papa i
jego pieniądze. Jednak pokazanie
rodzinnej Kossakówki ułatwia czytelnikowi zrozumienie, skąd wzięły się te postawy.
Wychowanie panienek z artystycznej familii, hołubienie ich talentów, gry
językowe, podkreślanie, że są stworzone do wyższych celów niż gotowanie herbaty ma swój ciąg dalszy. Choćby
gdy Maria wychodzi za mąż po raz pierwszy i staje się bezradna wobec zadań typowej pani domu.
Oddanie narracji Marii pozwala zrozumieć jej wybory, emocje, odnaleźć spójność w życiu poetki, kobiety pragnącej miłości, osoby zafascynowanej tym, co nadprzyrodzone i nierzeczywiste. Pawlikowska-Jasnorzewska dzieli się wątpliwościami, marzeniami spojrzeniem na świat, który mocno łączy się z tym, kogo kocha i kto pokrywa deficyt poetyckich niebieskich migdałów. Pierwszoosobowa narracja pozwala też zrozumieć tamten czas (tyle się zmieniło przez sto lat!), gdy flamy Wojciecha Kossaka były tajemnicą Poliszynela,ukazanie kostki w 1916 roku- szczytem bezwstydu, a wiedzę o życiu czerpało się z powieści. A oczekiwania rodziny i konwenanse, połączone z fantazją młodości, często boleśnie odbijały się na ludziach. Życie Marii i Magdaleny było barwne, pełne emocji, łączące ciekawy czas przemian z niezwykłymi postaciami- na kartach książki pojawiają się m.in. Tuwim i Witkacy. To życie, styl, udało się Autorce przywołać. A książkę odbieram jako rewers historii Samozwaniec. Choć dla tych, którzy dopiero poznają szalone siostry, będzie awersem. I z pewnością wrócę do wierszowanej Marii oraz satyrycznej Madzi.
Agnieszka Zakrzewska. "Deficyt niebieskich migdałów". Wyd. Flow. Gdańsk 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz