niedziela, 17 kwietnia 2016

"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety", a jednak przeżyły

Literacki Nobel jest zawsze dźwignią napędzającą zainteresowanie autorem. Reakcja na niego jest z jednej strony oczywista- księgarnie i biblioteki przeżywają najazd, z drugiej: świadczy o rzeczywistości nagrodzonego. Kiedy Aleksijewicz dostała nagrodę, informacja o tym wyróżnieniu wcale nie była wiadomością dnia w białoruskich mediach. Co więcej-jej książki (pisane po rosyjsku) nie są tłumaczone na białoruski i co za tym idzie dobrze znane. Jednak dla reszty świata fakt nagrodzenia autorki reportaży był bardzo znaczący. Gatunek, stojący do tej pory w przedpokoju literatury, został uhonorowany i zaliczony do grona tych utworów, które pokazują świat, ale nie są pozbawione literackich wartości. 

"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" to zbiór opowieści kobiet, które wojnę przeżyły.  Przeżyły, bo nie zginęły i przeżyły, bo te wydarzenia cały czas są dla nich ważne.  Czasem mąż nie pozwala o nich mówić, czasem same próbują zapomnieć, ale czy można wymazać z pamięci widoki rannych w szpitalach lub zastrzelonych z własnego karabinu?  Docierając do swoich rozmówczyń Aleksijewicz pokazuje wojnę z nieznanego (może nawet zabronionego) punktu widzenia- pozbawionego heroizmu i pieśni; zwykłego, codziennego. Kobiety strzelcy wyborowi, sanitariuszki, kierowcy, szeregowcy... kobiety, które zderzyły swoje romantyczne wizje walki za ojczyznę (rwały się na wojnę jako młode dziewczyny) z brudem okopów, koniecznością ścięcia warkocza, śmiercią i bezprawiem.Świat zupełnie nie kobiecy, który stał się ich codziennością i w którym (choć fizjologia radziła sobie inaczej) czasem pojawiały się kobiece pragnienia. Świat tworzony ze wspomnień, do tej pory nie zdradzanych tajemnic, upchniętych w zakamarkach pamięci traum i małych zachwytów jak ranna warta, gdy widzi się nowo rozkwitły kwiat. Aleksijewicz pisze, że "zmniejsza historię do rozmiarów człowieka". I to dlatego te opowieści robią tak wielkie wrażenie. Czytane doskonale znanym głosem Krystyny Czubówny, czytane prawie na biało, bez interpretacji, która jest w tym wypadku zbędna, wbijają w fotel. I pokazują, że nie wojna nie ma w sobie nic z kobiet, ma w sobie niewiele z człowieka.  A jednak można po niej normalnie żyć. Bo, w sumie, co innego pozostaje?! Skoro się przeżyło.  Nie ma co o tym pisać, trzeba przeczytać, przesłuchać, przemyśleć... Przy czym od razu zaznaczam, że nie jest to materiał na jednorazowe przemyślenie.  

Swietłana Aleksijewicz, "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety". Przeł. Jerzy Czech. Wyd. Czarne.  Wołowiec 2010.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz