piątek, 16 sierpnia 2019

"Siedmiu mężów Evelyn Hugo"- kalkulacje gwiazdy i bestsellera

O tej książce było bardzo głośno i zachęcona entuzjastycznymi opiniami, przeczytam.  Bez zachwytu. Kolejny dowód na to, że czasem rozgłos nie służy książce, bo apetyt rośnie, a literackie danie nie smakuje tak bardzo...  Dlaczego chciałam tę powieść poznać? Bo bardzo lubię stare Hollywood, a książki o artystach zazwyczaj mi się podobają. Tyle tylko, że choć tytułowa Evelyn Hugo jest aktorką, nie jest artystką. I może to jest pogrzebany mój brak zachwytów? 
Od początku. Leciwa Hugo,gwiazda filmowa, proponuje dziennikarce napisanie jej biografii. Ani Monique, ani jej szefowa nie ma pojęcia dlaczego stara aktorka wybrała właśnie tę, nieznaną nikomu, osobę. I przez sporą część książki, która toczy się w dwóch planach- planach życia Hugo i rzeczywistości pisania biografii, to właśnie pytanie, co łączy gwiazdę z dziennikarką było dla mnie najbardziej zajmujące. Domyśliłam się gdzieś w połowie i  potem czytałam po to, by się utwierdzić.  
Życie gwiazdy podzielone jest na 7 rozdziałów, nazwanych imionami kolejnych mężów. I jest to życie smutne i pełne pozorów. Pewnie dlatego ta książka mnie nie porwała, bo główna bohaterka prowadziła życie pełne wyrachowanych kalkulacji. Wcześnie nauczyła się, że świat to wielki bazar, ona miała głowę do interesów i miała czym handlować. Uroda była jej przepustką do świata filmu, do bycia nie tyle aktorką, co wylansowaną i wyrachowaną gwiazdą,.
 Jeśli ktokolwiek spodziewał się (a ja się spodziewałam), że jest to książka o tworzeniu czegoś: roli, postaci, to się zawiedzie. Jeśli coś tu się tworzy, to tylko markę Evelyn Hugo, żywy produkt fabryki snów. To oczywiście jasne, że bycie gwiazdą jest pełne kalkulowanych działań, decyzji podejmowanych nie przez samą aktorkę, co sztab jej ludzi, że blichtr, paparazzi i ustawki są codziennością. Że ciągle się gra samą siebie. Że kobieta w świecie wielkich karier i gigantycznych pieniędzy jest tylko trybikiem maszyny kierowanej przez mężczyzn. Trudno, mnie to nie porwało.  Nie zachwyciła mnie bohaterka, nie polubiłam jej, jej losy mnie nie zajmowały, choć trzeba przyznać, że książkę czyta się bardzo szybko (może dlatego, że jest w niej trochę wypełniaczy w postaci opisu strojów?). Ciekawym zabiegiem jest włączenie w narrację artykułów prasowych, które nie tylko popychają akcję, ale także pokazują sposób mówienia o gwiazdach- żeby było szokująco, przyciągająco, często złośliwie i nie do końca merytorycznie.  Elementem, który być może miał sprawić, że książka zyskała rozgłos jest to, że poza mężczyznami, Evelyn kochała też kobietę i była to jej chyba jedyna, choć również pełna kalkulacji i pozorów, miłość.  Ale ani siedmiu mężów (facetów w większości nieciekawych i kreślonych  szybko i powierzchownie, tylko jako trzecioplanowe tło dla gwiazdy), ani ukochana,  nie przekonało mnie do tej powieści. Cóż, reklama tej książki była odbiciem jej zawartości.  Książka o promowaniu gwiazdy i kampania promująca bestseller. Przypadek?

A co do gwiazd- podczas wakacji przeczytałam inną powieść inspirowaną życiem prawdziwej gwiazdy. I to była dobra rzecz. Niebawem o niej napiszę! 

Taylor Jenkins Reid, "Siedmiu mężów Evelyn Hugo". Przeł. Agnieszka Kalus. Wyd. Czwarta Strona. Poznań 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz