czwartek, 2 kwietnia 2020

"Słone ścieżki" wędrówka z sensem

Gdy dojdzie się do ściany,  czasem trzeba po prostu ruszyć przed siebie. Tak robią Raynor i Moth bohaterowie autobiograficznej książki "Słone ścieżki".  Złe inwestycje, choroba, do tego komornik sprawiają, że starsze małżeństwo właściwie z dnia na dzień zostaje bez dachu nad głową.  Para postanawia jednak nie poddawać się i ruszyć na wędrówkę Szlakiem Południowo-Zachodniego Wybrzeża Anglii. 
 Z plecakami, namiotem, przewodnikiem w kieszeni i dwudziestoma pięcioma funtami wypłacanymi co tydzień z bankomatu zaczynają wędrówkę.  Na trasie spotykają różnych ludzi- życzliwych i mniej, tych, którzy współczują im sytuacji i tych, którzy zazdroszczą wolności i wolnego czasu. Bo, jak udowadnia autorka, bardzo wiele zależy od tego, w jakimś świetle mówimy o swojej sytuacji. Gdy bohaterowie wprost opowiadają o tym, że stracili dom i maszerują, by przeżyć, wielu napotkanych ludzi się od nich odwraca. Bo bezdomność jest tabu. Gdy jednak, zamiast o bezdomności, mówią o tym, że po prostu sprzedali dom i ruszyli w świat, ich rozmówcy podziwiają ich fantazję, odwagę i siłę. I zazdroszczą mnogości wolnego czasu.    
Dla czytelnika ta podróż też może być rodzaje mierzenia się ze swoimi sądami  o świecie i uprzedzeniami. Bo choć to opowieść o walce o siebie i walce z sobą, to też historia dwójki starszych państwa, którzy stali się bezdomni. Historia, pokazująca jak czasami niewiele trzeba, by stracić prawie wszystko. Ale i wiele jeszcze mieć. Bo tym, co zostało w bohaterach  jest ich  miłość, troska i wielka nadzieja.  Winn, choć to jej debiut, umie zatrzymać uwagę i opowiedzieć o wędrówce z różnych stron. Raz opisuje piękno przyrody, krajobrazy i zmiany pór roku, kiedy indziej napotykanych ludzi, znajdziemy też naturalistyczne opisy umęczonego wędrówką ciał oraz humorystyczne scenki z podroży (porwanie obiadu przez mewę, pomylenie męża ze znanym pisarzem lub recytowanie wierszy dla zyskania paru groszy).
 Banalnym jest stwierdzenie, że nic nie jest dane na zawsze. Winn opisuje nie tylko poważne  upadki, które powodują całą sytuacje, ale także codzienne, nie mniej ważne, lęki o zdrowie męża, możliwość noclegu lub zjedzenia posiłku. Jednocześnie jest w tej opowieści jakiś wielki duch nadziei i optymizmu. Wiara, że cała rzecz skończy się szczęśliwie. A bohaterowie staną się silniejsi i "posoleni". Posoleni nie tylko solą nadmorskiej bryzy, ale także doświadczeniami i sytuacjami, którym stawali czoła. Ich życie zyska dodatkowy smak. Tym, co trzyma przy życiu piechurów jest nadzieja i miłość. Wyrwała wiara w zmianę losu, ale także chęć podjęcia nowych wyzwań i zadań.  Wędrowanie to jeden z najstarszych toposów ludzkiego życia, tu Rynor Winn opisuje wędrówkę jako konieczność, sposób na codzienne małe zwycięstwa i pokonywanie leków i ograniczeń. Bohaterowie książki, którzy nie są przecież postaciami literackimi lecz prawdziwymi ludźmi, zyskują sympatię i szacunek za hart ducha, humor i to, że się nie poddają. A Winn umie jeszcze po wszystkim o tej całej historii nam pięknie opowiedzieć (a momentami nawet bardzo pięknie!) i dać do myślenia. 

Raynor Winn, "Słone ścieżki". Przeł. Kamila Slawinski. Marginesy. Wyd. Warszawa 2020. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz