Cynamonowa bibliotekara

środa, 19 marca 2025
"Little black dress" czy dres?
czwartek, 13 marca 2025
"Stolik dla dwojga" Amor Towles serwuje opowieści
środa, 5 marca 2025
"Nie ma przed czym uciekać" z biblioteki w świat
Początek tej książki to początek świetnej historii. Jest wymarzone miejsce(biblioteka), bohaterowie: młoda bibliotekarka i oczytany dziesięciolatek, który umie znaleźć przestrzeń wolności wśród zakazów i nakazów ostro nakreślonej matki. Lecz gdy ruszają w drogę, sytuacja trochę się rozjeżdża. Mam wrażenie, że autorka w swoim debiucie chciała załapać za dużo tematów i one się jej wymknęły. Bo są sowieckie wspomnienia rodziców Lucy i jej pytania o korzenie, a także jej lawirowanie przy znajomych i rodzinie związane z tym, że patrząc z boku, porwała dziecko. I pytanie czy ucieczka ma sens. Są mafijne działania znajomych ojca, działalność pastora Boba, do którego wysyła chłopca jego matka. Zmieniająca się każdym miasteczkiem historia babci Iana i sam Ian, który czasem jest młodym intelektualistą, czasem uroczym dzieciakiem, czasem wytrawnym manipulatorem. Jest wreszcie podróż po Ameryce (aż pod Kanadę). Małe hotele, wielkie miasta i bezdroża.. Tematów naprawdę sporo, ale mi trochę zabrakło myśli przewodniej.
Epilog historii, z kilkoma ładnymi, acz ciut banalnymi zdaniami o książkach, które ratują istnienie, zostawia czytelnika w dobrym humorze i z częściową nadzieją. Częściową, bo post scriptum życia bibliotekarki nie pokazuje, że młodzieńczy idealizm (a może nawet chęć rewolucji?) ma ciąg dalszy i wystarcza na długo (to tak w kontrze do tych ratujących świat książek).
Autorka wie jak pisać: czyta się historię dobrze, a literackie nawiązania są zawsze mile widziane. Wie, co pisać, bo historia ma potencjał. Czy te lata temu wiedziała: po co? Tego nie jestem pewna. Ale taki urok debiutów, w których widać jaką drogą będzie dalej kroczyć pisarka i jak ta droga wije się po tematach, szukając najlepszego kierunku.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu.
Rebecca Makkai, "Nie ma przed czym uciekać". Przeł. Rafał Lisowski. Wyd. Poznańskie. Poznań 2025.
środa, 26 lutego 2025
" Opactwo Northanger". Austen w krainie Radcliffe
Przeczytałam "Tajemnice zamku Udolpho", które namiętnie czyta Katarzyna. Nawiązania do scen, a także opowieści o tym, co dzieje się z bohaterką są tematem rozmów, które Katarzyna prowadzi z nową przyjaciółką. Bo "Opactwo..." to historia o dziewczynie, która ucieka w literacki świat zapomina, że życie to nie powieść, a karmiona nastrojem grozy i niesamowitości miewa kłopot z osądem ludzi i sytuacji. Katarzyna poznaje ludzi, odwiedza miejsca i staje się świadkiem wydarzeń, które(mimo jej, podbudowywanej lekturą, nadziei), nie mają w sobie nic z gotyckiego romansu. I to dla niej lepiej.
To jedyna książka Austen, która wymaga kontekstu. Po przeczytaniu kilkuset stron powieści Ann Radcliffe zrozumiałam fenomen. Domyślam się, jak filtrowany przez wyobraźnię początku XIX w. świat bestsellerowej powieści mógł wpłynąć na ówczesne czytelniczki. Dlaczego Austen napisała pastisz i jakie mogło być echo tej powieści, gdy znając Radcliffe, czytało i doceniało się Austen w jej czasach.
Dla pastiszu niezbędna jest znajomość źródła i to może sprawić, że "Opactwo..."nie jest dziś aż tak popularne i lubiane. Nie znamy Radcliffe, zatem nie doceniamy intertekstualnej gry, którą Austen prowadzi z jedną pierwszych pisarek,która zawładnęła wyobraźnią, przy okazji zarabiając krocie. Współczesnego czytelnika "Udoplho" nie przeraża, nie budzi dreszczy, raczej bawi. Zamienia się więc spojrzenie na Katarzynę. Chociaż czy na pewno? Może ona (tak samo jak Emma Bovary) szukałaby wrażeń w sieci i brała rzeczywistość internetu za prawdziwą i fascynującą? Łatwo zachwycamy się światem, którego nie ma. Wierzymy w opowieści. Programujemy rzeczywistość poszukując w niej ech tego, co czytaliśmy. I w tym znów Austen jest aktualna!
Jane Austen, "Opactwo Northanger". Przeł. Anna Przedpełska-Trzeciakowska. Wyd. Cranford.
środa, 19 lutego 2025
"Hamnet" a gdyby...
Sięgnęłam po "Hamneta" z lekkim niepokojem, bo miała to być powieść o żałobie, a to nie jest mój ulubiony temat, ale i z ciekawością, bo w tle pojawił się Szekspir.
Maggie O’Farrell, "Hamnet". Przeł. Justyna Szcześnika-Norberg. Wyd. Papierowy Księżyc. 2023
środa, 12 lutego 2025
"Maria Callas. Primadonna stulecia" primadonna i donna
Grecko-amerykańskie korzenie. Głos, który pozwala zaskarbić sobie uwagę matki. Przemiana brzydkiego kaczątka (wciąż zmagającego z krótkowzrocznością). Świadomość tego, jak ważne są dobrze dobrane (główne) role. Perfekcjonizm w pracy i tempo, gdy w tym samym czasie śpiewa się Rossinego i Wagner. Kariera i potrzeba bycia kochaną. Nieszczęście opuszczenia i tracenia Głosu.
Biografia Edwards to rzetelna opowieść o bardzo bogatym życiu prywatnym i artystycznym Callas. Wielka i planowana z podziwu godnym uporem kariera łączy się tu z wydarzeniami z życia rodzinnego. Biografka pokazuje jak duży wpływ na późniejszą divę miały jej problemy z matką, kompleksy na punkcie wagi i jak ważne były relacje z publicznością (choć Callas w wywiadach mówiła, że nie czyta recenzji). Widać tu okresy wielkiej pracy, (przygotowania do roli, rozmowy z reżyserami i dyrygentami, które tworzyły fenomen Callas: operowej aktorki, dającej ludziom nie tylko wirtuozerskie popisy, ale emocje i magię). Widać momenty, gdy śpiew schodzi na dalszy plan by Maria mogła poczuć emocje godne swoich bohaterek. I są też chwile rozczarowań (znów bardzo operowe) i próby wykorzystania tych doświadczeń do scenicznych spotkań z Medeą i Toscą. Bo z kart tej opowieści wyłania się obraz artystki, twórczyni, która ożywia operową konwencję. Na drugim planie Visconti, di Stefano, Tebaldi, młodziutka Joan Sutherland (La stupenda i La divina stały na tej samej scenie), Kulisy sztuki, za które wchodzimy, by przekonać się, że to nie jest bajkowa rzeczywistość.
Opowieść o primadonnie uzupełniają opowieści o donnie, kobiecie: jej małżeństwie, romansie z Onasisem, wielu relacjach, które pomagały i pogrążały artystkę. Autorka, choć analizuje plotki i domniemania, a pewne wydarzenia relacjonuje wręcz kalendarzowo, unika sensacji i skandalu. Jest też bardzo skrupulatna w opisywaniu pracy nad rolą, a opisy teatrów, miast i ról pokazują jak wielkim wysiłkiem, także fizycznym, było trzymanie się na szczycie.
Callas była kobietą o złożonej osobowości. Doświadczającej wielkich sukcesów i bolesnych upadków. Osobowością, która choć nie śpiewała wcale długo, stałą się jednym z synonimów opery XX wieku. I o tym mówi Anne Edwards w biografii, którą czyta się jak powieść i która, chociaż znam życie Callas, naprawdę mnie wciągnęła.
Za książkę dziękuję wydawnictwu.
Jeszcze więcej o Callas
"Maria Callas boski potwór" biografia przyjaciela Marii, którego cytuje także Anne Edwards.
"Maria Callas i głos serca" powieść biograficzna
"Zbyt dumna zbyt krucha" powieść biograficzna
Anne Edwards. "Maria Callas. Primadonna stulecia". Przeł. Mieczysław Godyń. Wyd. Znak. Kraków 2024 (wznowienie)
środa, 5 lutego 2025
"Szkody" wspomnienia i przenikanie
Z autorką łączą mnie kaseciak, koncert Zielono mi oglądany w duszny wieczór 1997, podrapane od porzeczek kolana i supeł w brzuchu przed matmą. Ale część naszych historii jest zupełnie inna, bo tam, gdzie u niej wielopokoleniowy dom na Śląsku i wakacje u babci na wielkopolskiej wsi, u mnie poznańskie bloki i dziadkowie w sąsiedniej dzielnicy.
I to chyba tak bardzo łączy czytelnika ze "Szkodami". Część wspomnień, którymi można się wymienić i część rodzinnych historii. Rożnych, ale na tyle jednak podobnych (wojna, PRL), by zobaczyć poblask własnych rodzinnych losów.
Mocy dodają tym opowieściom dwa elementy- Śląsk i wchodzenie w dorosłość, łączące się z odchodzeniem najbliższych. W historiach śląskich przodków, języku, zwyczajach i smakach kryja się przywiązanie, korzenie, powody buntu i niezgody. (Przypadkiem, a może nie, tydzień, który zakończyłam "Szkodami" rozpoczęłam śląskim monodramem "Mianujom mie Hanka"). Jest w "Szkodach" świadomość pozwalająca określić kim się jest, a kim nie chce się być. I to nie tylko o pochodzenie chodzi. Bo ta przeszłość przenika przez opowieści, niekoniecznie chronologiczne, a przecież splecione w całość. Ze szczelinami, w których kryje się to, co osobiste, własne, nie do czytania. Z poprzednimi pokoleniami łączy się życie samej narratorki, czasem wybiegające w przyszłość, bo opowiadane dziś, z dystansu, ze świadomością tego, co było w następnym rozdziale.
Hania Hoffman pisze o wydarzeniach, ludziach, sprawach i rzeczach. Bez popadania w sentymentalizm, bez pozy. Snuje opowieści rezonujące z doświadczeniami czytelników z różnych pokoleń (sprawdzone na mojej Mamie). Pięknie tworzy historię osobne i wsobne. O marzeniach młodych i doświadczeniach starszych. O młodości i starości, początkach i końcach.
Historie z szelestem kreszowego dresu, smakiem kompotu, sztywnością pierwszych dżinsów i miękkością koca, pod którym czyta się do nocy książki. Opowieści z uśmiechem i westchnieniem. Wzruszeniem. Opowieści, do których każdy mógłby coś dorzucić. Ale opowiedziane tak, jak umieją nieliczni.
Hania Hoffman"Szkody". Wyd. Lira. Warszawa 2024.