Lektura "Ziarna prawdy" jest pokłosiem pobytu na Festiwalu Kryminału we Wrocławiu i spotkań z Zygmuntem Miłoszewskim. Niestety, średnio korzysta się z wykładu kogoś, kogo powieści się nie zna (obejrzałam "Uwikłanie", ale to chyba nie to, zwłaszcza że głównego bohatera zmieniono na bohaterkę o twarzy Mai Ostaszewskiej). Jako gawędziarz na spotkaniu z czytelnikami Miłoszewski sprawdza się doskonale, a że lepiej błędy naprawiać niż w nich trwać, gdy nadarzyła się okazja pożyczyłam kryminał autora, który jak sam mówi "w pisaniu ściga się teraz sam ze sobą".
Teodor Szacki, zblazowany prokurator, wyjeżdża na prowincję by trochę zmienić swoje nieszczególnie szczęśliwe życie- kariera niby jest, ale skoro musi się przenieść do Sandomierza, to coś nią nie tak, rodzina się posypała, a czterdziestka już blisko. Zachwyt nad sielskim miasteczkiem szybko mija, gdy okazuje się, że to typowa prowincjonalna dziura, w której wszyscy się znają, popierają lub zwalczają. Jest kilka kryształowych postaci... i właśnie jedna z nich, Elżbieta Budnik, społecznica i współczesna Siłaczka, zostaje brutalnie zamordowana, a konkretnie zaszlachtowana nożem do żydowskiego uboju rytualnego. Ponieważ Elżbietę i jej męża, lokalnego polityka, wszyscy w prokuraturze znają, nowy Szacki ma prowadzić niezależne śledztwo. I prowadzi zmagając się z jednej strony z tajonymi informacjami bliskich i dalekich znajomych, z drugiej z krwawą legendą antysemicką, która wciąż żyje w Sandomierzu, z trzeciej z własnym pogmatwanych życiorysem (ach te kobiety! od których mimo średnio pociągającego wychudzenia i wiecznego sarkazmu prokurator nie możne się opędzić). Sprawę komplikują kolejne informacje i morderstwa-znalezione zostają kolejne trupy związane z denatką. Szacki błądzi, szuka, usiłuje odtworzyć kilka sytuacji z przeszłości i kilka razy jest na tropie. W książce nie brakuje zarówno sceny iście sensacyjnego wybuchu w podziemiach, jak i spokojnych, rzeczowych rozmów i przesłuchań. Do tego kilka uwag o współczesnej Polsce wkładanych w usta biznesmena i rabina, parę ciekawostek z kultury żydowskiej oraz kilka tropów literackich.
Miłoszewski pisze dobrze i tego nikt mu nie odbierze. Z widocznym dystansem tworzy sandomierskie piekiełko, w którym musi się odnaleźć prokurator i w którym to, co było ma ciągły wpływ na to, co jest.Szkoda kilku ciekawie nakreślonych, a jedynie epizodycznych postaci-np. młodego skrzypka, który zupełnie nie przystaje do współczesności. Za to niektóre z kobiet (sporo już o kobietach u Miłoszewskiego powiedziano i napisano) zostają nawet potratowane jak... ludzie. Intryga, nawiązująca do wciąż tętniącej sprawy mordów rytualnych i stosunków polsko-żydowskich, z dość zaskakującym zakończeniem(a nawet dwoma finałami) wciąga, ale...
Miłoszewski pisze dobrze i tego nikt mu nie odbierze. Z widocznym dystansem tworzy sandomierskie piekiełko, w którym musi się odnaleźć prokurator i w którym to, co było ma ciągły wpływ na to, co jest.Szkoda kilku ciekawie nakreślonych, a jedynie epizodycznych postaci-np. młodego skrzypka, który zupełnie nie przystaje do współczesności. Za to niektóre z kobiet (sporo już o kobietach u Miłoszewskiego powiedziano i napisano) zostają nawet potratowane jak... ludzie. Intryga, nawiązująca do wciąż tętniącej sprawy mordów rytualnych i stosunków polsko-żydowskich, z dość zaskakującym zakończeniem(a nawet dwoma finałami) wciąga, ale...
Miłoszewski skarżył się, że jego rodzice nie przepadają za książkami, w których używa brzydkich wyrazów. Wyrazy średnio parlamentarne w książce padają, ale dlatego, że opisują niezbyt sympatyczny świat i charakteryzują średnio sympatycznego pana prokuratora. Prokurator Szacki jest bowiem typowym średnio sympatycznym, acz na swój sposób intrygującym bohaterem. Miłoszewski sam się dziwił (a raczej kokietował, oj!kokietował), że właśnie ten prokurator, co to z kindersztubą może na bakier, a i do romantyka mu daleko, tak bardzo podoba się czytelniczkom. I tu jest moje ale... Skoro Miłoszewski "ściga się sam ze sobą", niech stworzy postać detektywa/policjanta/prokuratora, który nie będzie powieleniem schematu, od którego kipi współczesna powieść sensacyjna i kryminalna- samotnego, ostrego tropiciela prawdy, który ma problem z sobą, kobietami, światem i podwładnymi. Tym samym obrąbie kryminał z warstwy ni to obyczajowej, ni to psychologiczniej, której pewna część czytelników (nie mówię tylko o sobie!) do szczęścia nie potrzebuje. Elementy historyczne, etnograficzne jak najbardziej, ale dajmy już spokój z codziennymi dramatami i kacem (moralnym lub alkoholowym) stróża prawa i płakaniem nad baleronem ( serio, jest taka scena!że niby pojedynczy plaster baleronu tak bardzo wzrusza tęskniącego do rodzinnego stadła Teodora). Czyżby współcześni pisarze nie potrafili stworzyć odpowiadającego nam Herkulesa Poirot?Ułożony, kulturalny a przy tym równie trzeźwo myślący i sprytny bohater, który nie będzie nudziarzem na króciutkie opowiadane trupem w tle? Taki to nawet jak czasem nieco ostrzejszym słowem rzuci, to zrobi ważnie:) Hmmm... Może to jest wyzwanie na ten nowy rok? Ostatnia część przygód Szackiego ma dziać się w Olsztynie, na wielką zmianę nie liczę, a po książkę być może sięgnę, bo Miłoszewskiego po prostu dobrze się czyta.Taka jest prawda.
Zygmunt Miłoszewski, "Ziarno prawdy". Wyd. W.A.B. Warszawa 2011.
Bardzo dobrze się czyta. Przeczytałam całą serię i musże przyznać, że jestem większą fanką kryminałów Miłoszewskiego niż tych z odrobina magii.
OdpowiedzUsuńMiłoszewski byłby zachwycony takim czytelnikiem :)
Usuń