Marian Godlewski i Adam Piasecki zostają wyrzuceni ze studiów prawniczych i postanawiają zrealizować swoje marzenie: mieć własne kino. I, choć czasy (rok 1909) niepewne, stawiają na swoim. Kolejne wojny wchodzą im w drogę, ale dwaj przyjaciele z kinematografu z godnym pozazdroszczenia uporem realizują swój plan. Europa się zmienia, Polska się zmienia, kino się zmienia, a oni wciąż pozostają najlepszymi przyjaciółmi i wyznawcami X Muzy. I ani pożar, ani kontrole przeciwpożarowe, ani podejrzani Argentyńczycy nie są w stanie im przeszkodzić.
"Dwóch panów z branży" to książka o spełnianiu marzenia, o tym, że człowiek z pasją nie dorośleje i nawet po latach w interesie jest w stanie nosić za pazuchą gaśnicę, gdy strażak stoi przy wejściu. Jednak mimo sporych oczekiwań, liczyłam na coś więcej. Na co? Na barwny opis międzywojennej Warszawy, anegdotki o ówczesnych gwiazdach, jakiś blask tej chwili, gdy Polska zrobiła sobie przerwę między dwiema trudnymi lekcjami historii. I tu tej lekkości zabrakło. Są oczywiście opisy tego, jak w kinie pojawia się dźwięk, jak nagle rozbłyskują wielkie wytwórnie, jak kino przestaje być eksperymentem, a staje się masową rozrywką, a jego technologia jest coraz bardziej rozwinięta. Rozdziały, przynoszące kolejne lata życia i interesu bohaterów, prezentują kolejne epizody z ich zawodowego życia (domowe jest epizodyczne). Jednak nie ma nerwu, który spina całość. Następujące po sobie wydarzenia toczą się ot tak, po prostu, a kilka z nich łatwo przewidzieć (Godlewski jest Żydem, więc lata trzydziesta zasnute są cieniem nazizmu). W pewnym momencie zmienia się narrator- niby zasadne, bo kwestia
żydowska jest coraz bardziej paląca, ale cóż, kiedy obaj panowie z
branży mają ten sam styl... I choć książka ma ładną klamrę, to, co znajduje się pomiędzy lekko się rozmywa. Przyznam, że nie do końca zrozumiałam, kto ma być odbiorcą tej książki. Jak na powieść dokumentalną (autorka ma wielką wiedzę o filmie, a książka jest trochę produktem ubocznym badań prowadzonych do pracy magisterskiej), za mało tu faktów; jak na powieść- za mało fabuły i akcji. Pewna pani profesor na studiach powiedziała, że mówienie innym o tym, co nam najbliższe (mając na uwadze także zainteresowania naukowe) jest najtrudniejsze, bo potrzeba dystansu i umiejętności wczucia się w potrzeby odbiorcy, który nie ma ani tak wielkiej wiedzy jak my, ani takiego entuzjastycznego podejścia do tematu. Czytając debiut literacki Katarzyny Czajki, czyli Zwierza popkulturalnego, nie mogłam sobie wybić z głowy tego stwierdzenia. Bo albo dystansu, albo pomysłu na złapanie czytelnika trochę zabrakło.
Katarzyna Czajka, "Dwaj panowie z branży". Wyd. Czwarta strona. Poznań 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz