Wielość postaci, mnogość wydarzeń, narrator, który wspomina
czas przeszły, zaznaczając, że sporo opisywanych przez niego scen to tylko
prawdopodobne zajścia. A jednak jest w tym jakiś urok. Urok opisania czasu i wypełniających go wydarzeń,
splatających się ze sobą losów ludzi z pozornie w innych światów. Bo jest tu wątek południowoamerykański, irlandzki,
rosyjski. Są historie, dzięki którym przenosimy się wraz z synem rabina z Lublina do USA, jest romans
rosyjskiej księżnej i Verdiego i losy
ich syna, który prowadzi nas od Szwajcarii, przez Włochy do
Francji. Wydarzenia z życia kilkunastu
postaci fikcyjnych łączą się z wspomnieniami prawdziwych ludzi, którzy tu pojawiają się jako
epizodyczna postać na kolacji. I nikogo aż tak bardzo nie obchodzi to, że gość nazywa
się Oskar Wilde.
Autor z wielkim smakiem miesza miejsca geograficzne,
wydarzenia historyczne, a przede wszystkim ludzkie emocje i losy. Bohaterów jest dużo, siłą rzeczy czytelnik wybiera
sobie te postaci, których losy najbardziej go interesują. W kolejnym tomie być
może sytuacja skupi się na mniejszej liczbie bohaterów, a wydarzenia z Wieczornego
wiatru będą czymś w rodzaju uwertury. Zobaczymy. To nie jest powieść, która
czyta się z wypiekami na twarzy, ale losy bohaterów są ciekawe, bo autor cały
czas twierdzi, że najciekawsze jest (nie)zwykłe ludzie życie. Jednak największą
wartością opowieści jest język, przejrzysty, czasem dygresja, czasem lekko nostalgiczną
woltą. Ciekawe, bo tak już dziś się nie pisze, a Jean D’Ormesson (rocznik 1925) tworzy wyjątkowy wiatr, ożywczy
wiatr historii i ludzkich losów.
Jean D’Ormesson, „Wieczorny wiatr”. Przeł. Joanna Polachowska. Wyd. Marginesy, Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz