"Paryż mój słodki" to propozycja akurat na karnawał, bo opowiada o ciastach, ciasteczkach, bagietkach, pralinach, babeczkach, makaronikach i wszelkich innych rozkoszach podniebienia, których autorka zażywała w Mieście Świateł. Amy przyjeżdża z Ameryki do Paryża do pracy w jednym z największych i najbardziej znanych domów mody, ale posada u Louisa Vuittona nie byłaby tak porywająca gdyby nie cukiernie, piekarnie, bistra i restauracje, w których Amy spędza wolny czas. Książka to niekończący się korowód słodkości, smaków i porównań dań paryskich i nowojorskich: najlepsze babeczki są tu i tu, naleśniki tam a tam, a czekolada ówdzie.
Wbrew pozorom i okładkowym opisom wcale nie miałam ochoty na te wszystkie dania- choć Thomas pisze o nich ze znawstwem, wyczuwalną sympatią i znajomością tematu, nie zgłodniałam i nic mnie nawet nie ssało w żołądku:) W swej książce autorka (z zwodu dziennikarka, co widać w lekkim, felietonowym stylu) opisuje też trochę paryskie życie, ale jeśli jej wierzyć składa się ono przede wszystkim z jedzenia, choć jest także kilka socjologicznych opinii o mieście i jego mieszkańcach. Gdyby się pokusić o małą nadinterpretację można uznać, że Amy Thomas nawołuje o cieszenia się małymi, codziennymi szczęściami i docenieniem słodkich (nie tylko dosłownie)chwil. Ale mówiąc szczerze autorka pisząc o ciastkach, pisze o... ciastkach. Bez jakikolwiek (nad)interpretacji. Książka może nie do schrupania, ale jako lekka, niezobowiązujący przerywnik, takie ciasteczko do kawy, może być.
Amy Thomas, "Paryż mój słodki". Wyd.Pascal. Bielsko-Biała 2013.
Wbrew pozorom i okładkowym opisom wcale nie miałam ochoty na te wszystkie dania- choć Thomas pisze o nich ze znawstwem, wyczuwalną sympatią i znajomością tematu, nie zgłodniałam i nic mnie nawet nie ssało w żołądku:) W swej książce autorka (z zwodu dziennikarka, co widać w lekkim, felietonowym stylu) opisuje też trochę paryskie życie, ale jeśli jej wierzyć składa się ono przede wszystkim z jedzenia, choć jest także kilka socjologicznych opinii o mieście i jego mieszkańcach. Gdyby się pokusić o małą nadinterpretację można uznać, że Amy Thomas nawołuje o cieszenia się małymi, codziennymi szczęściami i docenieniem słodkich (nie tylko dosłownie)chwil. Ale mówiąc szczerze autorka pisząc o ciastkach, pisze o... ciastkach. Bez jakikolwiek (nad)interpretacji. Książka może nie do schrupania, ale jako lekka, niezobowiązujący przerywnik, takie ciasteczko do kawy, może być.
Amy Thomas, "Paryż mój słodki". Wyd.Pascal. Bielsko-Biała 2013.
Och! Nie mogę jej przeczytać bo jestem na diecie... Choć zgadzam się z myślą, że jedzenie (nie tylko słynnych makaroników, ale także wołowiny po burgundzku czy creme brule) to francuskie hobby. Jak tak dłużej o tym myślę to stwierdzam nawet, że Francusi jedzą przez cały dzień. I tu potwierdza się zasada: często, ale małe porcje...
OdpowiedzUsuńJak mi przejdzie z tym katowaniem na pewno przeczytam ;)
Jak ktoś lubi słodycze, przeczytać powinien:) Teraz czytam "Słodkie życie w Paryżu" też o paryskich wiktuałach... widocznie w tym mieście skojarzenia z jedzeniem same się nasuwają!
OdpowiedzUsuńCzęste czytanie o Paryżu bywa dość niebezpieczne... Potem oferty last minute same się jakoś nasuwają :D
OdpowiedzUsuńOj też zauważyłam taką prawidłowość:)
OdpowiedzUsuń