sobota, 22 lutego 2014

"Małżeństwo we troje" a pięć opowiadań

Z opowiadaniami jest tak, że albo się je lubi albo nie. Lubię i uważam, że to często najlepszy sprawdzian umiejętności pisarza.Eric-Emmanuel Schmitt w "Małżeństwie we troje" pokazuje, że umiejętnie piszącym autorem jest. W pięciu opowiadaniach pisze o tym, o czym pisał wcześniej- rożnych odcieniach miłości, konfliktach wewnętrznych i wciąż obecnej w życiu człowieka historii- jeśli nie tej wielkiej, światowej, to osobistej, ludzkiej.I to właśnie ta historia osobista, budowana ze wspomnień,często kładąca się cieniem na współczesności, jest wspólnym mianownikiem pięciu opowiadań.
 "Dwaj panowie z Brukseli", utwór nazwany przez autora mini-powieścią, jest historią o toczących się równolegle związkach dwóch mężczyzn i pewnej kobiety. Bohaterowie którzy złożyli sobie przysięgę podczas ślubu Genevieve Grenier czują się związani z jej rodziną, a nawet za nią odpowiedzialni. I tak czytelnik poznaje  kolejne wydarzenia z życia   Genevieve i wpływ na nie dwóch panów z Brukseli. Ciekawy pomysł, brak czułostkowości i prosty opis skomplikowanej sytuacji!  
W opowiadaniu "Pies" narrator opowiada historię mężczyzny, który popełnił samobójstwo gdy zginął jego pies. Okazuje się, że Samuel był ocalałym z zagłady Żydem, któremu to właśnie pies przywrócił radość życia. Jest w tym opowiadaniu, ze względu na temat Holokaustu i motyw żydowskiego dziecka, jakieś echo "Dziecka Noego". Historia robi spore wrażenie (czytałam opinie i rozmawiałam z Mamą), ale dla mnie jest troszkę przekombinowane- umieszczanie dziejów Samuela w historii narratora nie do końca zdaje egzamin, bo i tak znacznie ciekawsze są losy Samuela, niż opowiadającego, którego dzieje niewiele wnoszą. Konstrukcyjnie przedobrzone.
Tytułowe opowiadanie "Małżeństwo we troje" jest oparte na pomyśle uczynienia jego bohaterami oryginalnego małżeństwa: wdowy po kompozytorze i badacza twórczości owego kompozytora. Przeszłość staje się niezwykle istotna, żona czuje się zdradzana przez drugiego męża z pamięcią i talentem swego pierwszego małżonka.Tym bardziej to zaskakujące, że kompozytorem tym jest... Jest ten,który już kiedyś pojawił się w książce Schmitta. 
Najbardziej wstrząsające okazało się dla mnie opowiadanie "Dziecko upiór" o parze małżeńskiej, która dowiedziawszy się, że ich dziecko może być chore nie zdecydowała się go przyjąć. Bolesna, niedopowiedziana do końca historia o ludzkim egoizmie i o tym, jak prawda i wspomnienie mogą wyskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie i równie nieoczekiwanej postaci. 
Dodatkową wartością książki jest dziennik pracy pisarza, w którym Schmitt opowiada dlaczego i kiedy napisał konkretne opowiadanie. O ile odautorskie interpretacje nie są konieczne (autor, to co chce powiedzieć winien mówić swoim tekstem), o tyle inspiracje czyta się ciekawie.

Schmitt jest dla mnie przedstawicielem literatury popularnej plus. Umie zajmująco opowiadać, konstruuje ciekawe (często posiadające zaskakującą pointę) historie i opowiada je bardzo przejrzystym językiem, a przy tym wrzuca czasem aforystyczne zdanie. I w każdej książce pokazuje, że umie pisać. A to,że porusza te same tematy i nawiązuje do własnych książek? Kto popularnemu zabroni?:)

Eric-Emmanuel Schmitt, "Małżeństwo we troje". Wyd. Znak. Kraków 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz