czwartek, 7 maja 2020

Jacy są bibliotekarze?

Dobrze, że bibliotekarka Lego nie ma koka!
Odpowiedź nie będzie odkrywcza: bibliotekarze są różni!

Po pierwsze dlatego, że różni są przedstawiciele wszystkich zawodów. Są rożni lekarze, prawnicy, nauczyciele, górnicy, dziennikarze, sprzedawcy.
Po drugie, o czym wielokrotnie wspominałam, bibliotekarze to bardzo zróżnicowana grupa, która teoretycznie zajmuje się tym samym, ale pracuje w rożnych miejscach, ma różne liczby godzin w etacie i podlega różnym ministerstwom (np. kultury, edukacji, szkolnictwa wyższego, zdrowia). Z tych różnic wynika też to, czego jesteśmy świadkami teraz-  od poniedziałku zniesiono zakaz działania  bibliotek publicznych, pracę w ramach własnych obostrzeń wykonują biblioteki uczelniane, a szkolne są dla czytelników zamknięte.

Po trzecie, a jednak najważniejsze: różni są bibliotekarze, bo ludzie są po prostu różni. Znam bibliotekarzy z różnych placówek. Są wśród nich osoby bardzo zaangażowane w pracę, pełne pomysłów i chcące rozwijać się, działać w organizacjach związanych z informacją naukową i bibliotekarstwem, szkolić siebie i innych. Są bibliotekarze z duszy, serca i wykształcenia i ci doszkoleni, jak ja. Są tacy, którzy pracy nie lubią. Są ci, którzy najlepiej czują się wykonując tzw. czynności biblioteczne za zapleczu (skrupulatnie piszący rejestry darów, wpisujący nowe książki, przygotowujący kwerendy) i ci, których naturalnym środowiskiem są lekcje biblioteczne, kluby książki i dyskusje z czytelnikami między regałami. Poznałam kiedyś dziewczynę prowadzącą punkt biblioteczny w szpitalu onkologicznym- uśmiechniętą, wierzącą w moc książki i mającą świetny kontakt z czytelnikami, a jednocześnie niezwykle silną psychicznie i wewnętrznie spokojną, bo w swojej codzienności na każdym kroku spotykała się z tragediami, chorobami i śmiercią. Była szczęśliwa, że jest potrzebna. Znałam bibliotekarkę szkolną, która narzekała, że zmienili jej godziny pracy i kończy dopiero o 15 i musi zrobić raz w roku konkurs dla uczniów. Znałam bibliotekarkę szkolna, która w wolne soboty przychodziła z uczniami na czytanie do nas, "bo jak ja z nimi nie przyjdę, to nikt z nimi się nie zajmie". Znam bibliotekarkę uczelnianą, która cieszy się, że w czasie sesji biblioteka jest otwarta do północy i studenci mogą dłużej korzystać z zasobów i znam taką, która  słysząc kroki pod biblioteką chowa się za regałem.
 Znam bibliotekarki z bibliotek publicznych, które bez przygotowanego w szczegółach scenariusza wolą nie prowadzić zajęć i takie, które na hasło scenariusz robią wielkie oczy i mówią, że zawsze działają spontanicznie. Znam bibliotekarzy, którzy uznają, że biblioteka to miejsce pracy i skupienia oraz tych, których napędza biblioteczny gwar i literackie rozmowy. Tych, którzy na pytanie czytelnika o literaturę amerykańską bez słowa wskazują odpowiedni regał i tych, którzy od razu chcą widzieć, czy obyczajówka, czy kryminał, czy współczesne i coś z klasyki. Znam takich, którzy gdy widzą kamerę tracą głowę i takich, którzy zarzucają grzywą i lecą z opowieścią jak starzy wyjadacze. Takich, którzy na hasło "impreza kulturalną" chcą mieć pół roku by się przygotować i takich, którzy od razu chcą rozkładać krzesła. Takich, którzy te krzesła rozłożą bez szemrania i takich, dla których rozkładanie lub składanie czegoś poza książkami jest poniżej kwalifikacji.  

Wiem, że cały czas pokutuje myślenie, że bibliotekarze to naród cichy, szary i zamknięty w swoim świecie. Bywają tacy bibliotekarze. Bywają tacy ludzie. Są tacy, którzy wyznają zasadę, że dobrze już było i lepiej się nie wychylać. Bywają tacy, którzy chcą  nie tyle iść, co sprintem pędzić do przodu. Bywają tacy, którzy uwielbiają robić sto innych rzeczy poza czytaniem (bo, znam bibliotekarkę, która nie lubi czytać...). W dziesiątkach liczą się opowieści o tych zaskoczonych czytelnikach, których spotykamy poza biblioteką: pani chodzi na mecze/gra w planszówki/ uprawia sport/ chodzi na koncerty rockowe/ prowadzi kursy plastyczne/ gra w teatrze, a przecież pani jest bibliotekarką!   Bibliotekarze od dawna starają się zmienić wyobrażenie o pani w koku i pulowerze. Udaje się, gdy czytelnicy, rozmawiając z bibliotekarzem i obserwując jego pracę widzą, że to nie jest "picie kawy i czytanie książek". Znam bardzo wielu bibliotekarzy z pasją i misją. Z pomysłem i siłą do wcielania ich w życie. Znam takich, którzy do biblioteki przyszli na przeczekanie. Znam takich, którzy cieszą się z tego, co robią i takich, którzy mówią, że ich praca niczego w czytelnictwie i tak  niewiel zmieni.  

Praca w bibliotece nie jest widowiskowa, efektowna. Z jednej strony pracujemy w kulturze, ale nie mamy (jak teatry czy muzea), wielkich premier i wernisaży, by było o nas głośno. Z drugiej strony pracujemy w edukacji, ale nie mamy uroczystego końca roku (choć skłamałbym, gdybym powiedziała, że nie zdarzyło się, że po zakończeniu roku szkolnego dzieciaki przyszły w biblioteki z kwiatkiem i podziękowaniem). Bibliotekarstwo to praca organiczna, praca u podstaw. Nic efektownego. Ale potrzebnego! I pracę tę wykonują bardzo różni ludzie. 

Jedna z naszych pań dyrektor, gdy odchodziła na emeryturę powiedziała taką historię... W średniowiecznych kamieniołomach zapytano ludzi, co właściwie robią. Pierwszy rzekł, że obrabia kamienie, drugi rzekł, że obrabia kamienie, trzeci- że stawia katedry. Bibliotekarze, często niewidoczni, codziennie obrabiają kamienie czytelnictwa, kultury i edukacji. Ale ostatecznie-na swój sposób- stawiają katedry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz