niedziela, 21 czerwca 2020

"Marina" i literackie zjawy przeszłości



 Marina to mieszająca plany czasowe i zapożyczająca się u twórców przełomu XIX i XX wieku opowieść o przyjaźni i niewyjaśnionych zagadkach. Oraz, jak wszystkie powieści Zafona, o mieście utraconego dzieciństwa - starej Barcelonie.

Óskar, wychowanek szkoły z internatem, często włóczy się po dzielnicy, pewnego dnia trafia do domu zdziwaczałego malarza i jego córki, Mariny. Od tej pory, prowadzeni przez Óskara i Marinę, będziemy tropić kobietę w czerni, poznawać historię kolejnych bohaterów i błądzić wśród domysłów i uliczek stolicy Katalonii. Dzięki detektywistycznym zapędom młodych ludzi cofniemy się do czasów, gdy można było jednym występem podbić całe miasto, zrobić fortunę i splajtować z równym szykiem. Poznamy losy rosyjskiej śpiewaczki, która swym głosem oczarowała emigranta z Pragi, Michala, stającego się jednym z najbardziej tajemniczych wynalazców swoich czasów. Przez kolejne opowieści, snute przez bohaterów tragicznej historii sprzed lat, która na naszych oczach dobrnie do finału, poznamy dzieje obsesyjnej próby walki ze śmiercią i olbrzymich namiętności.
Marinę czyta się szybko, bo akacja toczy się niczym w filmie sensacyjnym. Mroczne oranżerie, kanały, stare kamienice i  opustoszały teatr  stają się scenerią nieustannych pogoni za postaciami i ich tajemnicami sprzed lat. Opowieści i postaci powoli zaczynają się łączyć, dopasowywać i przeplatać, wszystko nabiera sensu i tworzy barwną mozaikę ludzkich postaw i dramatów. Mozaiką jest też sama powieść, bo trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko co czytamy już kiedyś ktoś opowiedział. Zafon zebrał znane wątki i postawił przed czytelnikiem zadanie godne inteligencji Mariny i ciekawości Óskara: powiedzieć, skąd to wszystko znamy? Opuszczony teatr, piękna śpiewaczka obcej narodowości i tajemniczy mężczyzna, u którego szaleństwo i obłęd zlewają się z geniuszem. To już było u G. Leroux w Upiorze opery. Dalej, zniekształcone twarze i postaci odziane w długie płaszcze, piękne pałace stające się więzieniem, klimat beztroski naznaczony jednak zbliżającą się chorobą, rozkładem i śmiercią, rodowe tajemnice - niczym w Opowieściach niesamowitych E.A. Poe. Idea wskrzeszania zmarłych i odwieczny dylemat na ile człowiek może równać się z Bogiem w dziele stworzenia, były popularne już w jednej z najważniejszych powieści grozy i zaczątku literatury SF Frankensteinie. Trudno zresztą nie zwrócić uwagi na to, że córka operowej divy  Evy i szalonego anatoma-wynalazcy Michala dorasta jako...Maria Shelley! Manekiny, szklane oczy i chęć zmieniania lalki w żywą istotę znamy z Coppeliusa E.T.A. Hoffmanna, w którego twórczości znaczącą rolę pełnią też eliksiry. Doprawmy tę literacką plątaninę motywów nastrojową grozą, właściwą każdej powieści gotyckiej i powstaje właśnie Marina. Klimat, wynikający z odpowiedniego połączenia powieściowych elementów z charakterystyczną dla Zafona umiejętnością opowiadania tajemniczych historii daje w efekcie książkę ciekawą i zajmującą. Na dodatek przez umieszczenie podstawowej akcji w latach osiemdziesiątych XX wieku, młodzi bohaterowie są współcześni, co podkreśla ich język i styl wypowiedzi, skontrastowany z długimi opowieściami postaci odwołującymi się do przeszłości. Nie brak też paru zdań o zacięciu aforystycznym, do których autor Cienia wiatru zdążył nas przyzwyczaić.

Krytycy zarzucali Marinie schematyczność postaci i przewidywalną fabułę. Wielbiciele twórczości Zafona zachwalają niezwykły klimat powieści i to, że w dzisiejszym świecie pełnym skrótów i postmodernistycznej urywkowości daje swojej historii płynąć, momentami zatrzymywać się, a czasem dynamicznie rwać do przodu. Wszyscy mają trochę racji. Zafon nie napisał nic wielce oryginalnego, ale zestawienie powieści o dojrzewaniu z koktajlem znanych mrocznych wątków zrobione jest po prostu dobrze i daje przyjemność czytania. A świat, który opisał zachęca, by weń wejść i zagubić się wśród plątaniny ludzkich i literackich opowieści.
Zafon w swoich książkach składa hołd miastu, opisuje miejsca i ludzi, których już nie ma. Wskrzesza atmosferę z przeszłości. W Marinie do tego hołdu dla Barcelony dołącza jeszcze hołd dla wspaniałej literatury XIX i początków XX wieku, dla tych którzy stworzyli Frankensteina, Coppeliusa, Eryka i Szkarłatną Śmierć. Dla twórców i dzieł, które być może dzięki uważnej i pełnej literackiej refleksji lekturze, nie trafią nigdy na znany z Cienia wiatru cmentarz zapomnianych książek.

Carlos Ruiz Zafón,"Marina". Przeł. Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodán Casas. Wyd. Muza. Warszawa 2009.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz