piątek, 3 lipca 2020

"Tangerynka" i dane wrażliwe


 Obsesja, tajemnica, zbrodnia i duszny, migotliwy Tanger.  To znajdzie czytelnik w „Tangerynce”.  Jej równorzędnymi bohaterkami są Alice  i Lucy, przyjaciółki z czasów szkolnych, które spotykają się po latach w Maroku  w połowie lat 50. Alice to dziewczyna z dobrego domu, szybko osierocona, która w amerykańskim collage’u znalazła przyjaciółkę i wielką miłość, a potem przeżyła kolejną tragedię.  O Lucy wiemy bardzo mało,  jednak to jej charakter zdominuje opowieść. Gdy po latach Lucy odwiedzi mieszkającą w Maroku Alice spotkanie to będzie miało dalekosiężne skutki. I choć nie można tej powieści zarzucić braku akcji (mamy tu intrygi, wyprzedzanie ruchów przeciwnika, zabójstwo i podejrzanych znajomych), to, co najważniejsze, dzieje się między bohaterkami powieści, a napięcie tworzy się przez emocje każdej z kobiet i  zmiany tych emocji w następujących po sobie rozdziałach, pisanych z perspektywy bohaterek.  Niepokój, wyciągane z zakamarków pamięci wspomnienia, powoli kojarzone po latach fakty, poczucie osaczenia i bezsilności- to wypływa z relacji Alice.  Lucy z kolei doskonale przewiduje kolejne kroki, kalkuluje, wie, kto i co może jej się przydać, a przy tych chłodnych rachunkach zysku i strat pali ją obsesja i chęć kontroli.   Temat próby przejęcia czyjeś tożsamości,  budowania relacji na półprawdach i wyobrażeniach nie jest niczym nowym.  Do tego zakończenie książki jest boleśnie życiowe. Ale nie zmienia to faktu, że czytałam z ciekawością, co będzie dalej. I choć owo boleśnie życiowe zaskoczenie może rozczarować, bo nie jest spektakularną bombą na koniec, to właśnie to prawdopodobieństwo i pewne rozmycie stanowi o jego sile. 

Poza relacją między dwiema kobietami mamy tu jeszcze Tanger. Miasto będące drugoplanowym bohaterem,  a nie tylko  miejscem akcji, bo poza konkretnymi adresami, nastrój powieści budują też opowieści o dawnych nazwach miasta,  opisy bazarów i knajp, widoków z przedmieść i  brzęczących bransoletkami mieszkanek. Ta duszna atmosfera, pełna  lepkości i palącego słońca, dobrze koresponduje z poziomem emocji bohaterek. Możemy się zżymać, że Alice jest bezwolna i bierna, ale Alice jest kobietą skrojoną na miarę swoich czasów, w rozkloszowanych sukienkach i z kloszem opieki ciotki, która zarządza jej majątkiem i martwi się nadwątlona równowagą psychiczna bratanicy. Lucy może wydawać się zbyt demoniczna i wyrachowana, bo w książce nie pada żadne usprawiedliwienie, które odnosi się do tego, jakie braki emocjonalne z przeszłości kompensuje sobie Lucy przejmując historie innych kobiet. Ale to połączanie  bardzo kontrastowych postaci jest tym, co  trzyma przy powieści.  To nie jest „tzw. typowa wakacyjna lektura na leżaczek, bo choć pisana jest lekko, to nie jest przyjemna. A nawet, przy poświeceniu  kilku chwil na przemyślenia po zamknięciu tej książki, może być uwierająca.  Bo co wiemy o ludziach, którym opowiadamy nasze życie? Jak, nawet teraz, w czasach wszechobecnego RODO, można stracić swoje dane wrażliwe- wrażliwe emocjami, a nie tylko nazwą. Co dzieje się z zaufaniem i jak wrażenie osaczenia może zmienić spokojne i uporządkowane życie… Książka, którą można traktować jak thriller (choć wtedy zakończenie raczej nie zachwyci), można traktować jak powieść obyczajową z ostrzeżeniem. Bo choć akcja dzieje się w latach 50 w Maroku, to w kwestii emocji miedzy ludźmi i kobiecej przyjaźni, niewiele się zmienia. 

 Christine Mangan, "Tangerynka". Przeł. Agnieszka Wilga. Wyd. Marginesy. Warszawa 2020.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz