czwartek, 4 czerwca 2020

"Światło w środku nocy" konne bibliotekarki i wiele innych wątków


Książka zaczyna się tam, gdzie część powieści się kończy. Młoda Angielka, zachwycona perspektywami życia u boku  przystojnego  Amerykanina, jedzie z nim za ocena podbijać świat. Dopiero  na miejscu okazuje się, że żaden amerykański sen się tu nie spełni.  Niewielka miejscowość i ograniczone możliwości nie do końca odpowiadają Alice. Poza tym Amerykanin okazuje się człowiekiem słabym, poddającym się woli despotycznego ojca.  Aby znaleźć coś swojego Alice zaczyna działać w konnej bibliotece, w której kobiety zajmują się dowozem książek do mieszkających  daleko od miasta ludzi.  W bibliotece poznaje też Margery, dziewczynę bezkompromisową, silną, która swoje już w życiu przeszła.   Losy tych dwóch kobiet wypełniają ponad 500. stron powieści, która jest historią kobiecych przyjaźni, ale także opowieścią o sile książki i emocjach.

Nie ukrywam, że najbardziej zainteresowała mnie konna biblioteka, która naprawdę istniała w USA, a jej ambasadorką była żona Roosvelta.  Dzięki konnym bibliotekarkom ludzie mieszkający często daleko od miasta mogli czytać i uczyć się.  Tym, co ujmuje w książce to determinacja dziewcząt,  które często przedzierając się przez śniegi i walcząc z własnym zmęczeniem jadą do czytelników z dobrym słowem i książką. Z bieganiem czasu nawet zatwardziały przeciwnik czytania zmienia zadnie, a to, co niosą w sakwach bibliotekarki nie jest tylko zszytym w całość kawałkiem papieru.   Krzepiąca to wieść.

Ale, niestety, czytając książkę miałam wrażenie, że autorka chciała w jednej książce upchnąć bardzo wiele tematów, traktując jednak każdy z nich pobieżnie. Mamy więcej  opowieść o przemocy domowej, o psychicznym znęcaniu się nad młodą synową i agresji, którą rodzi brak własnego zadnia i ślepe podążanie za rodzinnymi nakazami.Jest też opowieść o krwiożerczym przedsiębiorcy i jego machlojkach.  Mamy historię czarnoskórej bibliotekarki, która codziennie zmaga się z rasizmem i niechęcią mieszkańców miasteczka, którzy woleliby, aby pracowała ona w bibliotece dla czarnych, nawet  kosztem zmniejszenia możliwości działania ich biblioteki.  Mamy też obrazki z bardzo konserwatywnej i niechętnie zmianom prowincji, która z obawą patrzy na kobiety zajmujące się czymś innym niż dom i dzieci (historia toczy się w 1937 roku,  choć mam wrażenie, że równie dobrze mogłaby dziać się znacznie wcześniej). Obawy rodzi też funkcjonująca poza oficjalnym obiegiem książka, którą kobiety czytają z wypiekami na twarzy.   Do tego  jeszcze sprawa morderstwa i sąd nad Margery, bo obok ofiary znaleziono „Małe kobietki” z biblioteki.  Dużo tego, moim zdaniem za dużo.  Przez długi czas w książce niewiele się dzieje, a  próby psychologicznego zarysowania bohaterów nie dają efektów. Bez uszczerbku dla fabuły można zacząć czytać od ok. 200 strony.  A potem też niektóre akapity zaledwie omiatać wzrokiem.  O ile początek się dłuży, o tyle ostatni rozdział  węzłowato  rozwiązuje kilka wątków, resztę pozostawiając urwanymi  kilkadziesiąt stron wcześniej.  

Pamiętam pierwszą książkę Jojo Moyes, którą czytałam i to znacznie wcześniej niż pojawił się przynoszący autorce rozgłos film. "Zanim się pojawiłeś" czytałam z dużym zainteresowaniem i powieść zrobiła na mnie duże wrażenie. Portem było już nieco gorzej- kolejne tomy o Lou nie miały tego nerwu i czaru, który pojawiał się w pierwszej książce ("Kiedy odszedłeś", a o III tomie nie chciało mi się nawet pisać).  "Dziewczyna, którą kochałeś",książka  łącząca historię I wojny ze współczesnością był intrygująca, choć też za długa. Szczerze mówiąc nie rozumiem tego trendu do nadmuchiwania powieści- pisarz jest zmuszony do tworzenia literackiej waty, czytelnik omija to wzrokiem, a papier się marnuje.  Moyes umie wymyślać bohaterki (Alice zaskakująco szybko umie się postawić i trwać przy własnym zdaniu, choć czasem może dziwić upór Margery, nie można jej zarzucić braku konsekwencji), umie też opisywać emocje i trzymać w napięciu (sceny z więzienia, poprzedzające proces są bardzo dobre), szkoda, że rozpisuje się czasem bez pomysłu i opamiętania. Widziałam w zapowiedziach jej kolejną  powieść, znów grubaśna, szkoda, bo to nie wróży dobrze. 

Jojo Moyes, "Światło w środku nocy". Przeł.Anna Gralak. Wyd. Znak Literanova. Kraków 2020. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz