wtorek, 17 grudnia 2013

"Ocalił mnie kowal" pęd życiowy, pęd ku życiu

O jednej z książek Czajki-Stachowicz pisałam wcześniej, inne wznowione przez W.A.B przeczytałam z wielką ("Dubo... Dubon...Dubonet")lub mniejszą("Małżeństwo po raz pierwszy")przyjemnością. Na "Ocalił mnie kowal" polowałam dość długo, bo po tę cześć wspomnień pisarki i mitomanki sięgają nie tylko jej czytelnicy, ale wszyscy, którzy interesują się literatura holokaustyczną. "Ocalił mnie kowal" to właśnie świadectwo ocalałej z zagłady Żydówki, nie Belli z Paryża, nie zwariowanej dziewczyny dwudziestolecia, nie barwnego ptaka z ponadprzeciętnym apatytem na życie, ale właśnie Żydówki. Bella zostaje przewieziona z Warszawy do Otwocka z nadzieją, że uda jej się uciec z tamtejszego getta, ucieka i... gdyby nie spotkała Danusi byłaby pewnie kolejną bezimienną ofiarą. Danusia Kowalówna postanawia zaopiekować się swoją "znajdą". Idąc tropem Lisa z "Małego księcia" oswaja ją i staje się za nią odpowiedzialna. Na początku Bella ukrywa się w chacie kowala, który zdobywa dla niej kenkartę na nazwisko Stefani Czajki. Tak rodzi się kolejne wcielenie Belli. Niestety, zbyt długo u Kowala Bella nie może mieszkać, rodzina postanawiaj ją wyprawić do Otwocka, by tam żyła normalnie udając ich krewną. I Bella jedzie, a z nią jej wierna opiekunka Danusia. W otwowckich kwaterach poznajemy kolejnych bohaterów- plotkarę Wierę, żydowskiego chłopca Julka, doktorową chowająca przed Niemcami piecyk... Ludzi dobrych i złych- szmalcowników i tych, którzy przez cała wojnę ukrywali Żydów. Ludzi ze wszystkim ich heroizmami i okrucieństwami.  To wszystko Czajka ubarwia anegdotami, opowieściami mniej czy bardziej prawdziwymi o zwierzętach, o świecie, o ludziach, których kochała, a nigdy już nie miała spotkać  (tak dzieje się np.w przypadku jej męża Jerzego, którego daty śmierci i miejsca pochówku autorka nigdy nie poznała).

Nie sposób nie pisać o kwestii żydowskiej w tamtym czasie- co dziwne, Danusia okazuje się antysemitką, pewną, że Żydzi robią macę z krwi chrześcijańskich dzieci, jednocześnie pomaga Belli z autentycznej potrzeby serca. Prawdziwy świat zaskakuje bardziej niż zmyślone opowieści! Bella mimo niezmieniających się okoliczności pozostaje tą samą kobietą z wielką wyobraźnią i zachłannością życia. I to ta niezwykła chęć przetrwania, życia na przekór okupacyjnej codzienności i wola powrotu do normalności, robią w tym tomie wspomnień największe wrażenie. To już nie tylko fantazja, to chęć przeżycia z uśmiechem na ustach! Przy tym Bella, jakby nie było mistrzyni autopromocji, nie usiłuje być męczennicą swojej sprawy-jest tą samą, choć nieco starszą i bardziej doświadczoną Bellą, która po wariacku cieszy się kolejnego dnia i porcji klusek. Czajka Stachowicz pisze bez zbędnego patosu, bez martyrologii, bez męczeństwa, ot zwyczajnie opisuje swoje życie.

"Ocalił mnie kowal" to książka przejmująca, bo przez ten dystans i humor autorki holokaust dostaje po raz kolejny bardzo ludzki, prywatny wymiar. Ludzie wspomniani z imienia i nazwiska, choćby matka Tuwima, przestają być tłumem ofiar, są pojedynczymi  historiami. Wspomnienia o tych, z którymi po wojnie Czajka się nie spotkała obecne były we wszystkich częściach jej biograficznych gawęd, rzucały trochę cienia na słoneczne opowieści młodości, tym razem wszystko jest w światłocieniu, tworzonym z historii tych, którzy zginęli i tych, którzy przetrwali. Dzięki dobrym ludziom, na złość złym i dla podtrzymania swej woli życia.

Izabella Czajka Stachowicz, "Ocalił mnie kowal". W.A.B. Warszawa 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz