środa, 18 września 2024

"Wszystko dobrze" w świecie na styku rzeczywistości


 Są powieści, które czytam rozumem. Są takie, które czytam wrażeniem.

"Wszystko dobrze" należy do tej drugiej kategorii.  Oczywiście, rozum się nie wyłącza, bo gdy rzecz dotyczy byłej aktorki, która obecnie wystawia Szekspira i ma imię jak córka Prospera z „Burzy" to o całkowitym wyłączeniu skojarzeń nie może być mowy. Ale ponieważ jest to powieść o teatrze, zatem o tym, co prawdziwe i nieprawdzie, o byciu na styku rzeczywistości, o kreowaniu nowych światów i wizjach, to mocno zaczyna grać chęć przeżycia tej historii i wejścia w nią bez analizy.  Do tego jeszcze bohaterka zmaga się chronicznym bólem, łyka tabletki, które mogą zaburzać sztywne granice postrzegania.  Czy do końca zrozumiałam przekaz autorki? Nie wiem. Czy czułam się pochłonięta opowieścią? Tak.
 
Karierę Mirandy Fitch przerwał wypadek na scenie.  Jej obecne życie wypełnia ból, wizyty u fizjoterapeuty, leki i praca w teatrze akademickim. Brak jej sił, chęci do życia, sztuki. Brak jej wszystkiego, co nie jest bólem.  Jedno spotkanie z tajemniczymi facetami zmienia świat o 180 stopni. Miranda zaczyna lepiej się czuć, jej pomysł wystawienia sztuki innej niż tragedia szkocka zyskuje aprobatę. Może żyć, porywa ją zatem świat możliwości.  Działania, tworzenia, odczuwania, czasem przerywanego wspomnieniami z przeszłego życia- emocje aktorki i kochanej kobiety.  Ale teraźniejszość gna do przodu. Powstaje nowa sztuka i nowa Miranda. I tylko w finale już nie wiadomo, czy to prawda czy ułuda.   Czy to echa spotkania tajemniczych facetów, czy teatralna iluzja, gdy pada czwarta ściana, czy to leki czy też podarowane przez wdzięczną uczennice zioła? Wiele pytań, nastój coraz bardziej kręcącej się karuzeli myśli, wrażeń i wydarzeń.
 
Lubię czasem rzucić się na główkę w taką powieść. Wyłączyć analizy i po prostu porwać się opowieści. Tu byłam zaintrygowana, ciekawa, co będzie dalej, a to, czy zrozumiałam intencje autorki nie było aż tak ważne.  Znam teatralny zawrót głowy, gdy tekst miesza się z codzienną proza, gdy ból przestaje być ważny, bo zapala się reflektor, wiem jak wielka bywa euforia tworzenia i kreowania innego świata, który przez półtorej godziny jest innym miejscem i czasem, bardziej prawdziwym niż ten na widowni. Może też dlatego ta powieść tak mnie wciągnęła. Dla fanów nie aż tak prostych historii, dobrego języka i zwieszeń między dosłownością a nierzeczywistością. 
 
Mona Awad "Wszystko dobrze".  Przeł. Natalia Wiśniewska. Wyd. Poznańskie. Poznań 2024. 
 
 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz