środa, 5 marca 2025

"Nie ma przed czym uciekać" z biblioteki w świat

 


Myśleliście o bibliotece jako o azylu? Miejscu wolności, bezpieczeństwa? Tak bibliotekę traktuje dziesięcioletni Ian, który do bibliotek i książek ucieka od wymagań i pomysłów bardzo konserwatywnej matki. Książki i przestrzeń wolności, którą dają są też ważne dla pracującej w bibliotece Lucy, która pewnego dnia, gdy zastaje chłopca w bibliotece po tym jak spędził w niej noc, postanawia odwieźć  Iana do babci. I ruszają w drogę, która wcale nie będzie krótka. A literatura (od antyku do wielkich Amerykanów) uczy, że droga zmienia tego, kto nią kroczy.

Początek tej książki to początek świetnej historii. Jest  wymarzone miejsce(biblioteka), bohaterowie: młoda bibliotekarka i oczytany dziesięciolatek, który umie znaleźć przestrzeń wolności wśród zakazów i nakazów ostro nakreślonej matki. Lecz gdy ruszają w drogę, sytuacja trochę się rozjeżdża. Mam wrażenie, że autorka w swoim debiucie chciała załapać za dużo tematów i one się jej wymknęły. Bo są sowieckie wspomnienia rodziców Lucy i jej pytania o korzenie, a także jej lawirowanie przy znajomych i rodzinie związane z tym, że patrząc z boku, porwała dziecko. I pytanie czy ucieczka ma sens. Są mafijne działania znajomych ojca, działalność pastora Boba, do którego wysyła chłopca jego matka. Zmieniająca się każdym miasteczkiem historia babci Iana i sam Ian, który czasem jest młodym intelektualistą, czasem uroczym dzieciakiem, czasem wytrawnym manipulatorem.  Jest wreszcie podróż po Ameryce (aż pod Kanadę). Małe hotele, wielkie miasta i bezdroża.. Tematów naprawdę sporo, ale mi  trochę zabrakło myśli przewodniej. 

Epilog historii, z kilkoma ładnymi, acz ciut banalnymi zdaniami o książkach, które ratują istnienie, zostawia czytelnika w dobrym humorze i z częściową nadzieją. Częściową, bo post scriptum życia bibliotekarki nie pokazuje, że młodzieńczy idealizm (a może nawet chęć rewolucji?) ma ciąg dalszy i wystarcza na długo (to tak w kontrze do tych ratujących świat książek). 

Autorka wie jak pisać: czyta się historię dobrze, a literackie nawiązania są zawsze mile widziane. Wie, co pisać, bo historia ma potencjał. Czy te lata temu wiedziała: po co? Tego nie jestem pewna. Ale taki urok debiutów, w których widać jaką drogą będzie dalej kroczyć pisarka i jak ta droga wije się po tematach, szukając najlepszego kierunku.

 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu. 

Rebecca Makkai, "Nie ma przed czym uciekać". Przeł.  Rafał Lisowski. Wyd. Poznańskie. Poznań 2025.