niedziela, 5 maja 2013

"Walka kotów" gentelmen kontra Madryt

Mendoza jest jedynym autorem, który sprawia, że czytam o kosmitach:) Tym razem jednak przeczytałam nie żadne kosmiczne raporty i wiadomość od Gurba, tylko solidną powieść realistyczną, w której wszystko jest prawdopodobne prawdopodobieństwem rozpoczynającego się buntu i rozkładających się zasad.

Anthony Whitelands, specjalista od malarstwa złotego wieku zostaje poproszony o ocenę obrazu, którego autorem może być Velazquez. Ale "Walka kotów" to nie jest historią o sztukach plastycznych, tylko o sztuce dokonywania wyboru.
Anthony musi zdecydować, czy powiedzieć o obrazie to, co naprawdę o nim myśli, musi zdecydować czy poddać się czarowi córki właściciela obrazu, a wreszcie musi zdecydować czy włączyć się w politykę. Chociaż o tym ostatnim sam nie decyduje,bo to polityka się o niego upomni. I bohater lawiruje wśród dyplomatów, falangistów, faszystów i bolszewickich szpiegów,sprzedajnych dziewcząt, podejrzanych typków i arystokratów. Anthonego, angielskiego inteligenta wplątanego w intrygi, których jego honorowy umysł dżentelmena nie ogarnia nie sposób nie lubić. Tym bardziej, że jego zagubienie jest zagubieniem wielu bohaterów książki, którzy nie mogą się do tego tak łatwo przyznać.

Jest tu nieco kryminału, trochę romansu, ale przede wszystkim panorama Madrytu, w którym wali się stary świat tradycyjnych wartości , a nowe jutro niepewnie chwieje się między Falangą, faszystami a komunistami.
Druga cześć oryginalnego tytułu  powieści to "Madrit 1936" i choć Mendoza opowiada o ludziach, którzy podejmują swoje wybory i często jak koty spadają na cztery łapy, to właśnie miasto jest w tej powieści najistotniejsze. Miasto żyjące ze swoimi mieszkańcami w wyjątkowej symbiozie, miasto pałaców i mordowni, eleganckich hoteli i tanich pokojów na godziny, restauracji, muzeum Prado i zakątków, w które lepiej samemu się nie zapuszczać. "Walka kotów" jest powieścią o mieście, które nie wie co je czeka i w tym oczekiwaniu trwa. Może nie jest to powieść, od której nie sposób się oderwać, ale wczucie się w puls miasta i historii daje wielką przyjemność obcowania z Literaturą.  Napięcie pulsujące pod poszczególnymi historiami jest  naprawdę mistrzowskie! Trudno się dziwić, że Mendoza dostał za tę powieść nagrodę Premio Planeta-Hiszpanie dorobili się powieści łączącej historię kraju, miasta, ludzi i czasu. Ciekawe, czy ktoś napisze coś podobnego o polskiej historii XX wieku...

Opowieść byłby pewnie bardzo smutna, bo i czas akcji mało radosny, ale Mendoza opowiada o nim ze swoim humorem, który oswaja lęki XX wieku i ukazuje ich bezsensy oraz siłę oddziaływania na ludzi, którzy chcą upadku tego co było, a przy tym cały czas muszą w coś wierzyć. I tylko koty z takich historii wychodzą cało.


E. Mendoza, "Walka kotów". Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2012






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz