środa, 2 października 2013

"Piąta Aleja, piata rano" dekady legendy "Śniadania u Tiffany'ego"

 
Dokładnie sześćdziesiąt trzy lata temu 2 października 1960 roku o piątej rano na Piątej Alei rozpoczęły się zdjęcia do "Śniadania u Tiffany'ego", filmu który stał się czymś więcej niż filmem... a o tym dlaczego tak było opowiada Sam Wasson w swej książce. 

W dzisiejszych czasach, gdy żyje się szybko, pisze i kręci się szybo cały proces powstawania tego filmu wydaje się niemożliwie długi i najeżony trudnościami. Ale gdyby nie było tych wszystkich wątpliwości i zakrętów, "Śniadanie..." pewnie nie byłoby by tym, czy się stało. Autor zaczyna od wczesnego dzieciństwa Trumana Copote'a i jego trudnych relacji z matką  (kto wie, czy nie pierwszą Holy), potem prowadzi czytelnika przez kolejne etapy życia i prezentuje inne inspiracje, bo w końcu to panna Holy była ulubioną i być może najważniejszą postacią pisarza. Jednak od powieści do filmu droga bardzo daleka, zwłaszcza że trudno nazwać film ekranizacją powieści. O powodach rozmaitych zmian dyktowanych wymogami ówczesnej moralności warto poczytać, aby zrozumieć jak bardzo wywrotowy mógł okazać się film, który dla wielu współczesnych widzów jest sentymentalną historyjką o rozrywkowej dziewczynie. Proces tworzenia scenariusza, szukania kompozytora, kostiumów, castingu na odtwórców ról (nie tylko głównych),  to wszystko składa się na opowieść o filmie, którego nakręcanie było rzeczą niesłychanie trudną jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. A gdy te już się zaczęły, czytelnik może przeczytać o dwóch wariantach zakończenia, kotach lub poznać kulisy kręcenia przyjęcia u Holy (gdy niedawno oglądałam "Śniadanie..." patrząc na tę scenę myślałam- jak to jest świetnie zarobione! Jak wiele pracy trzeba było włożyć w nakręcenie czegoś, co ma wyglądać na pozorną beztroskę i totalny bezład...) Sporo miejsca Wasson poświęca strojom, muzyce, najsłynniejszej bodaj piosence filmowej, a nawet opisuje dlaczego Holy na plakacie (który zdobył nie mniejsza sławę niż film i ozdabia tysiące ścian, moją też) trzyma kota właśnie w taki sposób i czy proporcje jej sylwetki są odbiciem figury Hepburn. Historia nie kończy się wraz z ostatnim dniem czy nawet premierą, jest pociągnięta dalej, by przedstawić recenzje i opinie (także różne zdania Capote'a)  i pokazać, jak ten film zmienił patrzenie na komedie romantyczne i ich bohaterki (grane przede wszystkim przez Dorris Day, ale także samą Audrey).

Autor  zaprasza czytelnika do świata filmu lat 50 i 60, prezentuje zmiany w mentalności i świecie, które wyrażały się, lub próbowały się wyrażać w sztuce filmowej. Sposób pokazania głównej bohaterki, tego dlaczego Hepburn na początku nie miała ochoty jej zagrać, a jej mąż absolutnie odrzucał ten pomysł, potem stopniowe przekształcanie postaci daje współczesnemu czytelnikowi możliwość zobaczenia jak bardzo przełomowym utworem było "Śniadanie...", jaką wizję społeczeństwa, kobiety i szeroko rozumianej wolności pokazywał film, który dziś nikogo nie zszokuje. Ale poza pewna diagnozą kina tamtych lat, "Piąta Aleja, piata rano" jest rzetelną (szczegółowe przypisy!), a przy tym napisaną z wielką lekkością i dowcipem gawęda o Hollywood, aktorach, symbolach, jazzie, feminizmie, płaszczu, sukienkach i skali głosu Hepburn. Wasson  pisze  tak barwnie, jakby sam był świadkiem opisywanych wydarzeń, a jednocześnie wciąż ma potrzebny filmoznawcy dystans i to połączanie spojrzeń bardzo mi się podobało! Wasson proponuje by zanurzyć się w świecie, którego już nie ma, bo nie ma już takich gwiazd, tylu ograniczeń i barier do łamania.  Wart poświecić tej książce kilka chwil, bo czyta się bardzo dobrze i pokazuje drugą, wcale nie tak kolorową stronę przemysłu filmowego połowy ubiegłego wieku.  I zachęca do kolejnego, być może bardziej świadomego obejrzenia filmu i wysłuchania piosenki.


Sam Wasson, "Piąta Aleja, piąta rano". Świat Książki, Warszawa 2013.

4 komentarze:

  1. No, no, to brzmi jak coś dla mnie ;-) Ostatnio stałam się ogromną fanką kina lat 50-tych i 60-tych :-) Muszę się rozejrzeć za tym tytułem

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam, czytałam i bardzo mi się podobała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka rzeczywiście warta lektury! Dziękuję za komentarz.

      Usuń