Darcy Archer jest nałogową czytelniczką, jak sama twierdzi cierpi na bibliolatrię, czyli zanadto lubi książki;) Dla pracy w księgarni porzuciła eksponowane i rentowne stanowisko w poczytnym kobiecy piśmie i żyje sobie spokojnie czując większe więzi emocjonalne z bohaterami książek niż żywymi ludźmi. Do czasu! Kilka dni przed Bożym Narodzeniem Darcy, pędząc na ulubionym rowerze, potrąca przechodnia, poszkodowany trafia do szpitala, a jego pies pod opiekę szalonej rowerzystki. Mężczyzna jest przystojny i bardzo tajemniczy, a to dlatego, że nic o sobie nie wie- stracił pamięć i Darcy, czując się winna postanawia rozwiązać tajemnicę życia Aidana Harrisa. Na pierwszy rzut oka facet wygląda na bogacza z imponującą biblioteką. Trudno więc, by dziewczyna nie zaczęła tworzyć swojej wersji życia Aidana, która, jak okaże się tuż przed świętami, będzie jednak inna niż rzeczywistość. Rozdziały rozpoczynające się do cytatów dotyczących książek i czytelników relacjonują poczynania Darcy, w częściach pisanych w pierwszej osobie i pozbawionych literackich wprowadzeń poznajemy życie Aidana do czasu wypadku. Zabieg nawet ciekawy, zwłaszcza, że poszlaki dotyczące prawdziwej tożsamości Aidana nie są jednoznaczne i oczywiste.
Wiadomo, że nie jest to dzieło na miarę ulubionych przez Darcy utworów Austen, Bronte, Dickensa i Szekspira (swoją drogą, czy jakakolwiek miłośniczka literatury z krajów anglojęzycznych zachwycała się czymś, czego nie napisano w jej języku-literaturą francuską, niemiecką, a hiszpańską czy rosyjską? nie przypominam sobie!), postaci są stereotypowe (Darcy- czytający odludek bez makijażu, której jedyną bliską osobą jest ciotka celebrytka), ale mimo wszystko dość sympatyczne. Co prawda może dziwić, że oczytana kierowniczka księgarni, którą wstrząsa metafizyczny dreszcz i wzruszenie nad pierwszymi wydaniami dzieła Marlowe'a twierdzi, że "Tam skarb twój gdzie serce twoje" to cytata z Harrego Pottera, ale pewnie gdyby Biblię napisano po angielsku wiedziałaby i to! Ogólnie mówiąc sympatyczne czytadełko na czas przedświąteczny, z peanami na cześć czytania i Nowego Jorku. I tylko szkoda, że autorka postanowiła dopchnąć kolanem zakończenie i zamiast uroczej niepewności związanej z dalszymi losami bohaterów (które jak wiadomo od początku będą szczęśliwe i radosne), zaserwowała łopatologiczny i niezdrowo słodki epilog.
I jeszcze uwaga o okładce- okładka i tytuł to jest jakieś nieporozumienie! Okładka sugeruje typowe romansidło, a czytelniczki tychże mogą być rozczarowane cytatami, nawiązaniami i książkowym tłem opowieści, z kolei czytelniczki powieści bardziej obyczajowych niż romansowych mogą się taką okładka zniechęcić i lektury zaniechać. Tytuł też fatalny!Oryginalny "A gift to remember" odnosi się do akcji (Aidan w momencie wypadku ma ze sobą piękną paczkę, której zwartość ma istotne znacznie), a nawet, lekko sprawę nadinterpretując, do myślenia o dobrych ludziach i dobrych chwilach jako o prezentach od losu. "Trafiony, zatopiony" jest tytułem nietrafionym, a przecież doskonale pasowałby do niezbyt długiego komiksu o losach okrętów wojennych;)
Melissa Hill, "Trafiony, zatopiony". Przeł. Bożena Kucharuk. Wyd. Prószyński i S-ka. Warszawa 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz