W ubiegłym tygodniu ukazały się wyniki badań zleconych przez
Bibliotekę Narodową. Wyniki, dodajmy, smutne.
Do 63,1 wzrósł procent Polaków, którzy w minionym roku nie przeczytali
żadnej książki. Optymizmem nie napawa fakt, że spada liczba osób czytających do 6
książek rocznie (27,2% w 2015, 28,7% w 2014r.) oraz powyżej 7 książek rocznie -co,
umówmy się, nie jest wynikiem bardzo wygórowanym (8,4% w 2015, 11,3 w 2014r.).
Trochę przeraża, że 57% ankietowanych przyznaje, że czytało tylko w szkole i
na studiach, ale potem przestali. To oznacza, że naprawiają samochody, leczą nas, doradzają w
kwestiach finansowych, uczą i pełnią
ważne funkcje społeczne ludzie, którzy nie czytają. Czy to źle? Może nie trzeba
czytać, aby być dobrym fachowcem? Może zgodnie z zasadą, że jedni wolą musztardę,
inni majonez czytanie wcale nie jest takie
potrzebne i nie trzeba się zbytnio entuzjazmować wynikami tych badań… Może i tak, ale mnie to, że nawet specjaliści
nie czytają tekstów rozwijających ich zawodowe horyzonty jednak trochę smuci.
Bo skoro ludzie po studiach przestają czytać, to oznacza, że stoją w miejscu, a
taki trwający w swej zdobytej przed laty
wiedzy nauczyciel nie jest niczym
dobrym. Mówię nauczyciel, bo niestety znam nauczycieli, także polonistów,
którzy nie czytają…
Jest i druga strona medalu. W weekend były w Poznaniu Targi
Książki dla dzieci, młodzieży i rodziców. Sadząc z frekwencji- nie jest tak
źle. „Idziemy na targi, będzie duuuużo książek” entuzjazmował się malec (na oko
4lata) podskakując między rodzicami. Na
hali targowej ruch: dzieciaki biorące
udział w warsztatach, rodzice wyciągający portfele, wydawcy z wielkim zaangażowaniem i znajomością tematu
opowiadający o prezentowanych książkach. Czytelnicza enklawa. I bardzo wiele
znajomych twarzy, gdzie się nie obrócę- czytelnik. Bo jeśli ktoś czyta, to przyjdzie na taką
imprezę. I przyprowadzi rodzinę. Jeśli dziecko widzi domowników z książką, jeśli
czytanie jest czymś naturalnym w procesie wychowania, a książka pojawia się na co
dzień i od święta (np. w ramach prezentu)
to ziarno zostaje zasiane. Czytający rodzice moją czytające dzieci. I
jest nadzieja, że te dzieci po ukończonej edukacji nie przestaną czytać, bo odkryją
dużo wcześniej, że czytanie nie jest obowiązkiem, ale przyjemnością. A dlaczego odmawiać sobie przyjemności?! Czytanie
jako sposób spędzania wolnego czasu,
relaks i rozrywka to ta linia propagowania książki i upowszechniania czytelnictwa,
która powinna być najbliższa nauczycielom, bibliotekarzom, wydawcom. A jeśli ktoś
kręci nosem, że czytanie kryminałów i
romansów nie jest niczym szczytnym, można rzec, że jeśli ktoś nie czyta
niczego, to nie sięgnie po Nietzschego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz