środa, 23 marca 2016

Badania, Targi i Nietzche



 W ubiegłym tygodniu ukazały się wyniki badań zleconych przez Bibliotekę Narodową. Wyniki, dodajmy, smutne. Do 63,1 wzrósł procent Polaków, którzy w minionym roku nie przeczytali żadnej książki. Optymizmem nie napawa  fakt, że spada liczba osób czytających do 6 książek rocznie (27,2% w 2015, 28,7% w 2014r.) oraz powyżej 7 książek rocznie -co, umówmy się, nie jest wynikiem bardzo wygórowanym (8,4% w 2015, 11,3 w 2014r.). Trochę przeraża, że 57% ankietowanych przyznaje, że czytało tylko w szkole i na studiach, ale potem przestali. To oznacza, że  naprawiają samochody, leczą nas, doradzają w kwestiach finansowych,  uczą i pełnią ważne funkcje społeczne ludzie, którzy nie czytają. Czy to źle? Może nie trzeba czytać, aby być dobrym fachowcem? Może zgodnie z zasadą, że jedni wolą musztardę, inni majonez czytanie wcale nie jest takie potrzebne i nie trzeba się zbytnio entuzjazmować  wynikami tych badań…  Może i tak, ale mnie to, że nawet specjaliści nie czytają tekstów rozwijających ich zawodowe horyzonty jednak trochę smuci. Bo skoro ludzie po studiach przestają czytać, to oznacza, że stoją w miejscu, a taki trwający w swej zdobytej  przed laty wiedzy  nauczyciel nie jest niczym dobrym. Mówię nauczyciel, bo niestety znam nauczycieli, także polonistów, którzy nie czytają… 

Jest i druga strona medalu. W weekend były w Poznaniu Targi Książki dla dzieci, młodzieży i rodziców. Sadząc z frekwencji- nie jest tak źle. „Idziemy na targi, będzie duuuużo książek” entuzjazmował się malec (na oko 4lata) podskakując  między rodzicami. Na hali targowej  ruch: dzieciaki biorące udział w warsztatach, rodzice wyciągający portfele, wydawcy z wielkim  zaangażowaniem i znajomością tematu opowiadający o prezentowanych książkach. Czytelnicza enklawa. I bardzo wiele znajomych twarzy, gdzie się nie obrócę- czytelnik.  Bo jeśli ktoś czyta, to przyjdzie na taką imprezę. I przyprowadzi rodzinę.  Jeśli   dziecko widzi domowników z książką, jeśli czytanie jest czymś naturalnym w procesie wychowania, a książka pojawia się na co dzień i od święta (np. w ramach prezentu)  to ziarno zostaje zasiane. Czytający rodzice moją czytające dzieci. I jest nadzieja, że te dzieci po ukończonej edukacji nie przestaną czytać, bo odkryją dużo wcześniej, że czytanie nie jest obowiązkiem, ale przyjemnością.  A dlaczego odmawiać sobie przyjemności?! Czytanie  jako sposób spędzania wolnego czasu, relaks i rozrywka to ta linia propagowania książki i upowszechniania czytelnictwa, która powinna być najbliższa nauczycielom, bibliotekarzom, wydawcom. A jeśli ktoś kręci nosem, że czytanie kryminałów i romansów nie jest niczym szczytnym, można rzec, że jeśli ktoś nie czyta niczego, to nie sięgnie po Nietzschego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz