Helen jest zwyczajną kobietą, wnuczką wybitnego angielskiego
pisarza, Edwarda Burtona, który nie wiedzieć czemu umilkł po szalonym sukcesie kilku powieści. Znudzona życiem pani domu,
sama zaczyna pisać i postanawia spotkać się z dziadkiem. Niedługo po tym kobieta zostaje spadkobierczynią domu i praw autorskich pisarza, ale także jego
bardzo bogatego archiwum. "Antrakt" to książka
z wpisaną w siebie książką- pamiętnikami i niewydanym opowiadaniem Burtona, które stanowią
dopełnienie i wyjaśnienie przeszłych i obecnych tajemnic. Bo tajemnic rodzinnych
jest bardzo wiele. Wchodząc w świat dziadka, jego fascynacji teatrem i literaturą, przygód
miłosnych i poszukiwania tożsamości, Helen dostrzega z jak wieloma problemami
zmagał się krewny, którego świat powoli zapomina. Rodzice Helen też nie chcą zbyt wiele o nim mówić, przez co tajemnica tego człowieka jeszcze bardziej intryguje. Kim był Edward Burton?
Przede wszystkim
człowiekiem poszukującym miłości i spełnienia, popełniającym błędy i próbującym
podporządkować się konwenansom, które bardzo go uwierały. Burton próbował zachować
pozory życia gwiazdora literatury, szczęśliwego męża i ojca, a samotności tęsknił
do kochanka. Billy, czyli miłość życia,
to postać niejednoznaczna- wyrachowany, czy tylko nieszczęśliwy? W znacznej części książki wątek historyczny i
współczesny biegną dwoma torami, by splątać się w zakończenie tak
skomplikowane, że aż prawdopodobne. To książka
po części i książkach i teatrze, napisana prosto i elegancko. Z bohaterami, których autor przedstawia, ale nie ocenia, a ich losy przejmują czytelnika i pozwalają wejść w ich świat. Przy czym w świat przeszłości wchodzi się lepiej (choć nie jest
to obszar łatwych emocji). Rupert Smith oferuje czytelnikowi historie, w których stale obecny jest wybór między życiem a literaturą. Dokonać go musi Helen, namawiana przez swego nauczyciela pisania i kochanka do oddania mu praw ekranizacji powieści dziadka, dokonał go Burton, realizując w swojej najbardziej znanej książce tezy powieści z kluczem.
Na okładce wydawca pisze, że "szczęście jest cudownym uczuciem w prawdziwym życiu, ale bardzo przeszkadza być artystą". Teza nie aż tak oczywista. Z jednej strony, jak wiemy "z tęsknoty pisze się wiersze" i błogostan nie służy twórczej aktywności. Z drugiej- w kontekście tej opowieści- rodzi się pytanie:czy fakt sławy, przelatującej niczym meteoryt i gasnącej w czasie, nie jest jednak zbyt wielką ceną za życie w sprzeczności z samym sobą. Wiadomo-lepiej być nieszczęśliwym i nieśmiertelnym niczym van Gogh niż nieszczęśliwym i zapomnianym... I jeszcze trzecia kwestia- czy nie da się osiągnąć takiego szczęścia, które zainspiruje, a nie rozleniwi? Szczęścia, pozwalającego być twórcą, którego mimo wszystko nie określa to, że musi być nieszczęśliwy.Książka zostawia czytelnika z pytaniem. I to się szczególnie w niej ceni. Warto podarować jej swój czas, bo pokazuje jak wiele pozorów i niejasności kryje się w życiu naszych bliskich. I czasem jak niewiele potrzeba, by jak Helen, wrócić na tory prowadzące jeśli nie do szczęścia, to przynajmniej do spokoju.
Rupert Smith, "Antrakt". Przeł. Katarzyna Bieńkowska. Wyd. Muza. Warszawa 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz