Są autorzy, po których wiadomo czego się spodziewać. Schmitt
do nich należy- niejednoznaczne emocje i kilka aforystycznych zdań. W "Napoju miłosnym" autor opowiada historię dwojga ludzi, którzy
ze sobą zerwali, ale żyć bez siebie nie mogą.
Adam, psychoanalityk, radzi sobie z sytuacją na swój męski sposób, Luiza,
rzutka prawnicza- na kobiecy. I w sumie od początku wiadomo, czyje będzie na
wierzchu. Ale po drodze bohaterowie
wymienią kolejne maile, w których informują o tym, co się dzieje
w ich życiu, kto je z nimi zaczyna dzielić i że są takie luki, których
zapełnić się nie da. Bo to książka o różnych odcieniach uczuć- o wielkiej
namiętności, bólu, przyjaźni (która nie jest „umieralnią miłości”) i
przyzwyczajeniu. O tym, że gdy fajerwerki się kończą, ma szansę narodzić się
coś trwałego i dużo głębszego niż powierzchowna fascynacja. Nawet jeśli aby sobie to uświadomić potrzeba kilku ryzykownych zagrywek i
odrobiny manipulacji... Po tym autorze można się spodziewać kilku
ładnych zdań i takowe się w tej książce znajdą. Forma- czyli maile (czy ktoś napisze w XXI wieku książkę w tradycyjnych listach?), pozwalają
każdemu z bohaterów wygadać się lub znacząco milczeć i skupić na własnych
emocjach. Bo w gruncie rzeczy w tej międzyludzkiej grze, każdy gra o siebie i na siebie.
I jest coś jeszcze- leciutkie odwołanie do muzyki. Tytułowy "Napój
miłosny" to nie tylko nawiązanie do opery
Donizettego, na której poznali się bohaterowie, ale też szersze zagadnienie mikstury, która pozwoli sterować uczuciami, której poszukują Luiza
i Adam. Z napojem budzącym miłość łączy się „Tristan Izolda”, i o tym
dziele w Wagnerowskim przetworzeniu też jest mowa. I to nie tylko o tym, że dziewczyna Adama płakała w operze, ale i o
śmierci miłosnej Izoldy (moim zdaniem można to jednak opisać ciekawiej...). Książkę Schmitta czyta się szybko, bo tekstu
nie jest dużo. Czy dostarczy materiału do wielkich przemyśleń? Cóż… mnie bohaterowie trochę swoim pokrętnym zachowaniem denerwowali (pewnie dlatego, że zbyt prostoduszna ze mnie istota). Autor nie daje prostej odpowiedzi na
temat tego, czy istnieje napój miłosny, ale
nakazuje wierzyć w związki, które ewoluują i stają się nagrodą w toczonej między płciami
grze. Grze, w której najważniejszym słowem na eM jest... manipulacja.
Eric-Emmanuel Schmitt, "Napój miłosny". Przeł. Wawrzyniec Brzozowski. Wyd Znak. Kraków 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz