Z dopisywaniem ciągu dalszego bywa różnie. Nie ukrywam, że
bywam sceptycznie nastawiona do wykorzystywania czyichś pomysłów i przejeżdżania
się na plecach kultowych autorów. Ale „Nowe
przygody Kubusia Puchatka” to dowód, że czasem sięgnięcie do klasyki może się udać.
Czterech autorów, którzy w posłowiu wyjaśniają dlaczego zdecydowali się napisać opowiadania na 90. urodziny Kubusia, zaprasza nas do Stumilowego Lasu, który jest bardzo podobny do tego, znanego z powieści A.A. Milne. Są ci sami bohaterowie, przygody na miarę pierwszych części: ciepłe, odrobinę ironiczne, czasem zaskakujące. Autorzy czerpią z bogactwa i czaru lasu… A las zmienia się, bo każde z czterech opowiadań toczy się o innej porze roku. Zima skrzypi śniegiem i zostawianymi na nim śladami (czy to czegoś nie przypomina?), jesień pozwala poznać innego, bo uśmiechniętego Osiołka. Jest jeszcze historia o fascynującym znalezisku oraz wytycznych i mimarłych smokach (spytajcie Sowy co to są zwierzęta wytyczne), do mieszkańców lasu dołącza Pingwinek, który wziął się ze starej fotografii pierwowzoru życiowego Krzysia. Opowiadania są bardzo w stylu starych historii i czyta się je z wielką przyjemnością, żałując, że jest ich zaledwie cztery.
Trudno mówić o indywidualnym stylu pisarzy, gdyż to, co rzuca się w uszy i oczy polskiego czytelnika to rewelacyjny przekład Michała Rusinka, który wirtuozowsko bawi się słowami i zachwyca dowcipem nie tylko dzieci. Przekład Rusinka zachowuje wszystkie słowa znane z tłumaczenia Ireny Tuwim- Tygrysek bryka, Puchatek je Conieco, pojawiają się Hohonie, a las jest Stumilowy, a nie Stuwiekowy jak było w pewnej telewizyjnej wariacji o misiu. Jedyna rzecz, która trochę mnie męczyła to często używanie dużych liter w określeniach stanów i wydarzeń- to odebrało część zabawy czytelnikowi, który miał jednoznacznie i łopatoligicznie podane Ważne Momenty.
Ilustracje na pierwszy rzut oka wyglądają jak te Sheparda- dopiero potem, gdy się im wnikliwiej przyjrzy można dostrzec inność. Inność na tyle potrzebną, by nie być podróbką, a na tle niewielką by zachować klimat. Chęć imitowania stylu literackiego i kreski świadczy o jednym- o miejscu, jakie Kubuś zajmuje w kulturze; miejscu godnym dziewięćdziesięciolatka, który ciągle ma nowe pomysły i jest zdolny inspirować pokolenia wychowane w zupełnie innych czasach niż jego literacki ojciec. Kubuś i spółka nieustanie bawią czytelników, którzy dopiero teraz ich poznają w wersji oryginalnej lub tej jubileuszowej. I uczą, bo to są opowiadania z przesłaniem.
Miło wrócić do Stumilowego Lasu i znanych bohaterów- znów przypomnieć sobie dlaczego tak bardzo lubi się Prosiaczka i co sprawia, że czuję duchowe pokrewieństwo z Kłapouchym. O ile „Powrót do Stumilowego Lasu” był pomysłem średnim, o tyle te cztery pory roku z Kubusiem są naprawdę warte poznania. W końcu to urodzinowa niespodzianka, a niespodzianki są tym, co Tygryski lubią najbardziej!
Paul Bright, Brian Sibley, Jeanne Willis, Kate Saunders, "Nowe przygody Kubusia Puchatka". Przeł. Michał Rusinek. Wyd. Znak. Kraków 2017
Czterech autorów, którzy w posłowiu wyjaśniają dlaczego zdecydowali się napisać opowiadania na 90. urodziny Kubusia, zaprasza nas do Stumilowego Lasu, który jest bardzo podobny do tego, znanego z powieści A.A. Milne. Są ci sami bohaterowie, przygody na miarę pierwszych części: ciepłe, odrobinę ironiczne, czasem zaskakujące. Autorzy czerpią z bogactwa i czaru lasu… A las zmienia się, bo każde z czterech opowiadań toczy się o innej porze roku. Zima skrzypi śniegiem i zostawianymi na nim śladami (czy to czegoś nie przypomina?), jesień pozwala poznać innego, bo uśmiechniętego Osiołka. Jest jeszcze historia o fascynującym znalezisku oraz wytycznych i mimarłych smokach (spytajcie Sowy co to są zwierzęta wytyczne), do mieszkańców lasu dołącza Pingwinek, który wziął się ze starej fotografii pierwowzoru życiowego Krzysia. Opowiadania są bardzo w stylu starych historii i czyta się je z wielką przyjemnością, żałując, że jest ich zaledwie cztery.
Trudno mówić o indywidualnym stylu pisarzy, gdyż to, co rzuca się w uszy i oczy polskiego czytelnika to rewelacyjny przekład Michała Rusinka, który wirtuozowsko bawi się słowami i zachwyca dowcipem nie tylko dzieci. Przekład Rusinka zachowuje wszystkie słowa znane z tłumaczenia Ireny Tuwim- Tygrysek bryka, Puchatek je Conieco, pojawiają się Hohonie, a las jest Stumilowy, a nie Stuwiekowy jak było w pewnej telewizyjnej wariacji o misiu. Jedyna rzecz, która trochę mnie męczyła to często używanie dużych liter w określeniach stanów i wydarzeń- to odebrało część zabawy czytelnikowi, który miał jednoznacznie i łopatoligicznie podane Ważne Momenty.
Ilustracje na pierwszy rzut oka wyglądają jak te Sheparda- dopiero potem, gdy się im wnikliwiej przyjrzy można dostrzec inność. Inność na tyle potrzebną, by nie być podróbką, a na tle niewielką by zachować klimat. Chęć imitowania stylu literackiego i kreski świadczy o jednym- o miejscu, jakie Kubuś zajmuje w kulturze; miejscu godnym dziewięćdziesięciolatka, który ciągle ma nowe pomysły i jest zdolny inspirować pokolenia wychowane w zupełnie innych czasach niż jego literacki ojciec. Kubuś i spółka nieustanie bawią czytelników, którzy dopiero teraz ich poznają w wersji oryginalnej lub tej jubileuszowej. I uczą, bo to są opowiadania z przesłaniem.
Miło wrócić do Stumilowego Lasu i znanych bohaterów- znów przypomnieć sobie dlaczego tak bardzo lubi się Prosiaczka i co sprawia, że czuję duchowe pokrewieństwo z Kłapouchym. O ile „Powrót do Stumilowego Lasu” był pomysłem średnim, o tyle te cztery pory roku z Kubusiem są naprawdę warte poznania. W końcu to urodzinowa niespodzianka, a niespodzianki są tym, co Tygryski lubią najbardziej!
Paul Bright, Brian Sibley, Jeanne Willis, Kate Saunders, "Nowe przygody Kubusia Puchatka". Przeł. Michał Rusinek. Wyd. Znak. Kraków 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz