sobota, 28 kwietnia 2018

3 najpopularniejsze biblioteczne "prawdy"

 Dzień bibliotekarza to najlepszy moment, by rozprawić się z trzema stereotypami o naszej pracy.
1. W bibliotece siedzisz i czytasz książki (ewentualnie pijesz kawę)!
Zacznijmy od tego, że w bibliotece dość rzadko siedzisz. Maszerowanie z czytnikiem do półek, roznoszenie książek na miejsce,  poszukiwanie kartotek w oddalonych szafkach, a do tego przygotowanie przestrzeni do zajęć (choćby zwykłe ustawianie stołów, poduszek i kredek) daje zdrową porcję ruchu. Wiem, że są  bibliotekarze, którzy obsługują czytelnika na siedząco- ja nigdy tego nie umiałam i to z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że nie lubię, jak się na mnie patrz z góry. A serio-  rozmowa z czytelnikiem, z którym wzrok mamy na podobnym poziomie jest znacznie naturalniejsza. Tak samo jak podawanie książek. 
Wiadomo, że "siedzisz" nie odnosi się do siedzenia, tylko do braku zajęć. Otóż nie znam bibliotekarzy, którzy narzekają na nadmiar czasu, bo praca w bibliotece to wielozadaniowość.  Udostępnianie księgozbioru to jedno, praca z dziećmi i dorosłymi (lekcje biblioteczne, zajęcia) to drugie, kwerendy spisy maturalne itp- trzecie,  ale jest jeszcze masa papierkowej i komputerowej roboty jak inwentaryzowanie księgozbioru (to nie krasnoludki sprawiają, że w katalogach bibliotecznych pojawiają się książki dostępne w konkretnych placówkach), ubytki, zamówienia, sprawozdania, spisy darów, wnioski o dotacje itp. Na "siedzenie" nie ma czasu.
Co do czytania, sprawa wygląda różnie. Zdarzyło mi się czytać w trakcie przerwy śniadaniowej książki dla dzieci, ale przy czytelniku nie, bo co to za czytanie, gdy ktoś  ciągle przerywa. Są osoby, które w chwilach przestoju łapią za książkę i to dość naturalne- wymaga się orientacji w literaturze, więc czytanie jest częścią pracy. 

2. W bibliotece spotykasz samych kulturalnych ludzi!
Zazwyczaj. Jest wiele fantastycznych, nieszablonowych i bardzo kulturalnych osób, które poznałam w bibliotece i rozmowy z nimi były wielką przyjemnością (a czasem gimnastyką intelektualną). Ale biblioteka publiczna jest dla każdego. A ludzie, jak wiadomo, są różni. Najbardziej dosadnym przypadkiem są czytelnicy pod wpływem alkoholu i środków odurzających. Strach wspominać. Kolejnym: osoby zaburzone psychicznie, które np. robią awantury,  wszczynają kłótnie z innymi, snują spiskowe teorie dziejów (miałam czytelnika, który cały czas mówił o średniowiecznej klątwie rzuconej na Poznań) lub posądzają bibliotekarza o złe zamiary (wg jednej czytelniczki moją winą nie był chyba tylko wzrost ceny franka). Na chorobę nic nie poradzimy, ale musimy być przygotowani na spotkanie i z takim, bardzo wymagającym, czytelnikiem. 
Znacznie mniej ekstremalni, ale i znacznie częstsi są ludzie po prostu niewychowani, roszczeniowi i bezczelni. To mamuśki, które potrafią robić awanturę o lekturę, która rzekomo nadwyrężyła delikatną wrażliwość ich pociechy (podczas maminej  tyrady o posyłaniu do sądów bibliotekarzy, bibliotek i kuratorium, pociecha wrzeszczy, biega jak opętana i zrzuca książki z regałów, manifestując swoją wrażliwość). To wychowane bezstresowo dzieci bezstresowo wychowanych rodziców, które dla jaj zrzucą książki z półek i przyjdą powiedzieć: "niech pani to posprząta, bo od tego tu jest".  To ludzie, którzy są zdziwieni, że gdy oni zaszczycili bibliotekę swoją obecnością ("pani wie, kim ja jestem/kogo ja znam?) nie ma książki, po którą przyszli (bo np. jest wypożyczona) i nie omieszkają powiedzieć komu trzeba, jak fatalnie jest w danej placówce.  To ludzie, którzy (zazwyczaj przy okazji płacenia kar) wytaczają flagowy argument:"PANI TU SIEDZI ZA MOJE PODATKI!" (na informację o tym, że bibliotekarze też płacą podatki, można się dowiedzieć, że dany czytelnik doskonale wie, jakie są pensje w budżetówce i jego podatki są znacznie wyższe i ważniejsze).  To też czytelnicy "inteligenci", którzy kpiącym tonem zapytają, czy "pani coś wie w ogóle o tych książkach, czy tylko tak tu stoi"?  To zwykle ci sami, którzy łaskawie dadzą sobie pomóc dobrać "ambitna lekturę", lecz po wysłuchaniu całego spisu laureatów nagród literackich, zapytają gdzie stoi Coelho.  
No cóż, praca w bibliotece to praca z ludźmi i książkami (w takiej właśnie kolejności!), ludźmi bardzo różnymi, dla których jednak zawsze powinno być się uprzejmym (trudne to bywa, oj trudne!). I tak osiem godzin dziennie...

3. To taka lekka, cicha i spokojna praca bez żadnej odpowiedzialności.
Kto wie, ile ważą książki, wie, że praca w bibliotece nie jest "lekka" ;)  Biblioteki już dawno temu przestały być ciche i spokojne: organizują zajęcia dla przedszkolaków, kursy, spotkania i to bibliotekarz często jest animatorem, organizatorem i prowadzącym te wydarzenia. Oczywiście, nie jesteśmy chirurgami i pilotami, ale pracujemy z ludźmi, a kontakt z drugim człowiekiem jest po części odpowiedzialnością za niego. Np. to  w dużej mierze od bibliotekarzy zależy, czy dobiorą książki dziecku tak, że wróci po kolejne, czy nigdy się w bibliotece już nie pojawi.  Tak samo jest z dorosłymi.  Codzienność w bibliotece to dziesiątki i setki rozmów i osób oraz stojących za nimi doświadczeń. Praca w bibliotece nauczyła mnie, że nie ma rozmów, które nic nie znaczą...  Po serii takich codziennych, zwyczajnych  pogaduszek, dziewczyna opowiedziała o rozwodzie rodziców i  oddała mi żyletkę, obiecując, że nie będzie się już ciąć i  pójdzie do psychologa szkolnego. Czasem jedno zdanie okazuje się najbardziej nieprzypadkowe. Gdy powiedziałam dawno niewidzianej czytelniczce, że ma świetną fryzurę, kobieta wybuchnęła płaczem. Do biblioteki wstąpiła bowiem w drodze ze sklepu z perukami dla pacjentów po chemii... Czytelnicy onkologiczni, to kolejna grupa, która prowadząc błahe rozmowy łapie w bibliotece trochę normalności, a w książkach szuka optymizmu i woli walki. Choć większość moich czytelników przegrała z rakiem, będę pamiętać ich wytrwałość.  
Bibliotekarz wraca do domu z losami innych, musi sobie z tym radzić, a nauczenie się  tego wymaga czasu. Dlatego, raz jeszcze powtórzę: jeśli ktoś chce pracować w bibliotece, powinien bardziej niż książki lubić ludzi. Robić swoje. Rozwijać się (bo naprawdę można!). I nie przejmować się bzdurnymi stereotypami, które może kiedyś zasypie biblioteczny kurz.

A tak przy okazji! Biblioteka bibliotece nie równa, mało jest zawodów które podlegają pod różne  ministerstwa (osobne resorty mają biblioteki publiczne, szkolne, akademickie i naukowe, szpitalne, wojskowe), mają w związku z tym różne zakresy pracy, pensje, liczbę godzin  w pensum i dni urlopu.  Warto o tym pamiętać.
Teraz, choć nie pracuję już bezpośrednio czytelnikiem, słyszę te same "prawdy". A mówiąc o promocji czytelnictwa, widzę w oczach innych powątpiewanie, bo "przecież nikt nie czyta" i "kto chodzi do biblioteki, skoro wszystko jest w necie". Otóż sporo ludzi czyta i nie wszystko jest w niecie, kochani!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz