Co mają wspólnego czerwone porzeczki z diabłem?
Estońska wieś, niemiecki dwór, czas przeszły. Jeden miesiąc z życia mieszkańców, ich troski, zmagania z rzeczywistością. Głupi parobek, który zajada mydło, gospodarz, który tak boi się zarazy, że usłyszawszy iż ta nie lubi zapachu wódki:zaczyna pić, chłopak zakochany w baronównie, dziewczyna zakochana w chłopaku, czarownica spod lasu i człowiek, który przechytrzył diabła. A do tego cały zastęp kratów (czyli diabłów na posyłki u ludzi).
Bo w tym świecie to, co ludzkie miesza się z tym, co pozaziemskie. Diabelski bałwan opowiada swemu panu historie największych światowych miłości, największy krat rozwala wejście do domu, a na rozstajach siedzi książę piekieł i zapisuje w księdze nazwiska tych, którzy są mu dłużni dusze.
W tym świecie folkloru i ludowych mądrości jest też bardzo specyficznie rozumiana sprawiedliwość, polegająca na dzieleniu się kradzionymi dobrami. Są ludzie z zasadami (z zasady nielubiący tych na usługach dworu), są tacy, co nie przebierają w słowach. Są ci, którzy marzą i ci, którzy trzymają się mocno ziemi. Wśród mieszkańców są bogaci, żebracy, są przodkowie przychodzący w Zaduszki do rodzinnej sauny.
Nie znam estońskiego folkloru zatem nie umiem powiedzieć, co autor wyolbrzymił, a co przedstawił z etnologicznym szacunkiem. Ale wiem, że świat przez niego stworzony wciąga i fascynuje. Miesza się tu dobro i zło, życie i śmierć, powaga i śmiech, pogańskie wierzenia i zasady kościoła. Oszukanie diabła jest najwyższą formą sprytu, ale można i przez takie konszachty zginąć. Zakochana dziewczyna potrafi na chwilę zmienić się w wilczycę, by obserwować ukochanego, a wiedźma dla niepoznaki staje się kupką gnoju. W tym świecie wyobraźni i folkloru nie ma rzeczy niemożliwych. W listopadowe mokre i wietrzne dni, gdy dzień św. Marcina goni Zaduszki życie mieszkańców wisi na włosku wobec nadchodzącej zarazy, ale znów spryt ratuje sytuację. I tylko czasem ten, który rozumem potrafi wygrać ze sprawami ostatecznymi, nie potrafi zrozumieć swoich wspomnień i uczuć sprzed lat...
Książka niezwykła, oryginalna. Dla tych, którzy lubią opowieści niesamowite, z czarnym humorem, wymykające się jednoznacznym klasyfikacjom, trochę gawędziarskie, a trochę magiczne. Kilka skończonych historii, a przecież tylko miesiąc, zaledwie wycinek z losów wsi zawieszonej między przeszłością a przyszłości, życiem i śmiercią. Między ponurym listopadem a żywą czerwienią porzeczek.
Andrus Kivirähk. "Listopadowe porzeczki". Przeł. Anna Michalczuk-Podlecki. Wyd. Literackie. Kraków 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz