Autor "Świata Zofii" w podtytule obiecuje krótką opowieść o prawie wszystkim. I obietnicę spełnia. Jest krótko i jest o prawie wszystkim. Może nie porywa, ale daje moment zamyślenia.
Bohater dowiaduje się o śmiertelnej chorobie. Wspomina życie, miłość do żony, związek z pewną lekarką, kupno domku za miastem. Myśli o swojej pracy w szkole i karierze żony. O dzieciach. O innych, o sobie. O śmierci. Buntuje się, zaprzecza, gdyby wierzył- wyzywałby Boga. Poznając diagnozę przechodzi przez etapy żałoby po życiu, które skończy się szybciej niż przewidywał. A jednak (uwaga spojler)- choć w pewnym momencie będzie już blisko działań ostatecznych, zdąży opowiedzieć swoja historię.
Zapisując wspomnienia, spotykając ludzi, analizując urywki i zbiegi okoliczności, dostrzega swoje „w sam raz”. Tych, którzy pojawili się w odpowiedniej chwili, działania, które akurat podjęto, smsy, które zdążono wysłać i odczytać, rozmowy, które przeprowadzono, myśli, które podzielono i przeczucia, które pokazują, jak silne są międzyludzkie więzy.
I chociaż w pewnym momencie książka jest przytłaczjąco smutna, a rozpacz bohatera wręcz namacalna, ta krótka historia daje nadzieję. Przede wszystkim tym, którzy mają szansę dostrzec, ile w ich życiu przydarza się „w sam raz” i tym, którzy wierzą w moc słowa (za)pisanego. W sam raz do przeczytania gdy poszukuje się lektury, która coś po sobie zostawi, ale nie rozerwie serca i myśli.
Jostein Gaarder. "W sam raz". Przeł. Iwona Zimnicka. Wyd. Czarna Owca. Warszawa 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz