Wydawać by się mogło, że w XXI wieku ludzie nie mają czasu na czytanie grubych książek. Że wielki realizm miał swój ciężar gatunkowy, historycznoliteracki i kilogramowy, ale dzisiejszy świat smsów nie poradzi sobie z długimi tekstami, zwłaszcza gdy badania nad czytelnictwem alarmują, że nie czytamy (moje prywatne badania mówią co innego, ale widocznie poruszam się po szczęśliwej, zielonej czytelniczej wyspie), a tekst na 3 strony jest zaaaa dłuuuuuugi. I psikus, bo na na listach bestsellerów królują grubaski!Skandynawskie krymianały w granicach 500 stron biją rekordy popularności, obyczajówki podobnie. O książkach po 100-150 stron pisze się "drobiazgi"... I tylko rodzi się pytanie czy warto pisać/czytać tak duuuuuużo?
Moja polonistka z liceum miała swoje powiedzonko- "wypracowanie to nie gumka do gaci, na metry się go nie mierzy". Nie wszyscy mieli styczność z tą Panią Profesor i niestety czasem daje mi się to we znaki. Zdarza się, że czytam książkę i marzę w duchu o posiadaniu nożyczek, którymi mogłabym wyciąć niepotrzebne fragmenty, które nic nie wnoszą do fabuły, nie budują nastroju, a jedynie sprawiają wrażenie wypełniania na siłę dodatkowego arkusza drukarskiego. Przy obyczajówce można to jeszcze znieść, ot w takim "Dworu pod Lipami" Anny J. Szepielak przebiegałam wzrokiem stronę w poszukiwaniu czegoś, co jest istotne dla budowania akcji czy postaci (darowałam sobie archaizowane w sposób przyprawiający o ból zębów fragmenty, które miały być powieścią historyczną pisana przez głowną bohatrkę). W kryminałach dłużyzn nie znoszę. I niestety przekonuję się, że kryminał powyżej (plus minus)250 stron rzadko jest dla mnie satysfakcjonujący. Trudno jest utrzymać napięcie i utrzymać uwagę czytelnika przez 400 stron, a po to czytam kryminały. Jak powiedział pewien znajomy czytelnik- "chcę wiedzieć dlaczego i jak zabił, a nie czy morderca nosił koszulę w kratkę zapinaną na złote guziki".
Powieści kryminalne typu cegła najczęściej mieszają gatunki, stając się "sagami kryminalnymi", czyli obrazowo mówiąc: strona z morderstwem i sto stron żywotu detektywa i jego życiowych rozterek. To mieszanie też mnie nie przekonuje, ale na nie będę uskarżać się kiedy indziej:)
I żeby nie było- wielki realizm jest wielki! Nie ma tam niepotrzebnego słowa, opisy mają swój kunszt, bo nawet jeśli niczego nie wnoszą do treści, są treścią samą w sobie, postaci są wielowymiarowe pogłębione psychologicznie i dumnie rozpierają się na należnych im stronach. Wciąż są autorzy, którzy piszą w tej tradycji, choć już o innym świecie. Ale niektórzy tego nie robią. I nawet nie powinni próbować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz