Emma Graham ma 12 lat, kelneruje w hotelu, który jest w jej rodzinie od pokoleń. Poza tym lubi przyglądać się ludziom, a gdy coś ją zainteresuje staje się niezwykle uparta i starannie zbiera informacje. A zainteresowała ją sprawa sprzed wielu lat- tajemnicze zniknięcie dziewczynki, która była w podobnym do niej wieku. Rezolutna nastolatka zaczyna więc węszyć, przeglądać stare gazety i rozmawiać z ludźmi, mnożąc tropy i pomysły...Z czasem do tajemnicy sprzed lat dołącza świeże morderstwo. Emma, jej oryginalni informatorzy (np. siedząca na strychu cioteczna babcia Aurora, skarbnica plotek i małomiasteczkowych opowiastek oraz cudowny szeryf) mają co robić. Marta Grimes zaprasza czytelnika do małego amerykańskiego miasteczka, z lokalnymi animozjami mieszkańców i nieodłącznym barem, w którym toczy się życie. Snuje swoją opowieść niby wspomnienie o swoim dzieciństwie, choć jak zarzeka się z własnego nie pamięta ani morderstw ani szeryfów.
"Hotel Paradise" jest historią samotnej dziewczynki, która trochę z nudów (ile można dekorować sałatki w maminej kuchni hotelowej?) trochę z powodu wybujałej wyobraźni zaczyna tropić morderstwo. Styl Grimes jest plastyczny, jej opisy przemawiają do wyobraźni, odmalowując opuszczone domu, jezioro i dworce kolejowe małych amerykańskich mieścinek, Emma jest dociekliwa i dowcipna, ale... bo jest ale! Kryminalna warstwa powieści nie jest najciekawsza, dawne i obecne zbrodnie nie zainteresowały mnie, niektóre postaci traciły osobowość, a intryga rozmywałam się, więc czytałam tę książkę bardzo długo, a nie jest to najlepsza opcja w przypadku kryminału . Niezaprzeczalnie Grimes potrafi pisać i tworzyć klimat swoich powieści, ale w tym wypadku to nie wystarczyło. Kolejne przygody Emmy chyba sobie odpuszczę. Martha Grimes znacznie bardziej podoba mi się w swym angielskim wydania z komisarzem Jurym, Plantem i ciotką Agatą:)
Martha Grimes, "Hotel Paradise". Wyd. W.A.B. Warszawa 2006.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz