Aurora, zwana przez przyjaciół Roe, otrzymała spadek, więc postanowiła zrezygnować z pracy w bibliotece i zająć się czymś innym-padło na firmę pośrednictwa nieruchomości jej matki. A że dawnej prowadzącej biblioteczny klub Prawdziwych Morderstw nie jest pisana spokojna egzystencja już w pierwszym pokazywanym domu, odkrywa zwłoki zamordowanej kobiety. Ponieważ w miasteczku wszyscy się znają zamiast typowego śledztwa, szukania złamanych gałązek i śladów DNA do rozwiązania zagadki potrzebne będą przede wszystkim informacje zdobyte na płaszczyźnie towarzyskiej:kiedy, kto z kim, kto kogo i dlaczego. Aurora główkuje, a kolejne morderstwo trochę zmienia perspektywę,bo druga ofiara, w przeciwieństwie do pierwszej, miała nieposzlakowaną opinię. W rozwiązywaniu sprawy przeszkadza byłej bibliotekarce jej nowa miłość- Martin Bartell, magnetyzujący, tajemniczy biznesmen, na którego również pada podejrzenie...
Czyta się lekko, narracja Roe, jej dociekania i komentarze są sympatyczne, a zagadka całkiem interesująca. Jednak trudno nazwać książkę typowym kryminałem- sporo w niej obyczajówki i dylematów głównej bohaterki dotyczących kolejnych adoratorów, ale na szczęście prowadzone są one w tonie lekkim i dowcipnym, bez skandynawskich wiwisekcji. "Trzy sypialnie jeden trup" jest pozycją, którą można nazwać kryminałem kobiecym- z jednej strony morderstwo i zagadka, z drugiej niezbyt stabilne życie osobiste amatorki zbrodni, czyli wszystko wymieszane i nieźle zrównoważone. Paniom się spodoba, panów wątek obyczajowy może znudzić, ale można go ominąć bez szkody dla dramatyzmu. Powieść nie jest długa, jej bohaterowie (szczególnie mama Roe) charakterystyczni, główna bohaterka trochę narwana,a świat, który przedstawia Harris jest mimo morderstw przyjazny i mało skomplikowany. Poza tym czuje się, że na amerykańskim rynku seria ukazała się ponad 20 lat temu-Aurora i spółka rozwiązuje zagadki bez komórek i niezbędnej wiedzy o bliźnich czerpanej z internetu-pewnie dlatego wydawca na okładce scharakteryzował powieść jako kryminał retro;)). Lektura tej powieści to dobry sposób na letnią rozrywkę, bez zbędnych nerwów, ale z nieodzownym deszczykiem.
Czyta się lekko, narracja Roe, jej dociekania i komentarze są sympatyczne, a zagadka całkiem interesująca. Jednak trudno nazwać książkę typowym kryminałem- sporo w niej obyczajówki i dylematów głównej bohaterki dotyczących kolejnych adoratorów, ale na szczęście prowadzone są one w tonie lekkim i dowcipnym, bez skandynawskich wiwisekcji. "Trzy sypialnie jeden trup" jest pozycją, którą można nazwać kryminałem kobiecym- z jednej strony morderstwo i zagadka, z drugiej niezbyt stabilne życie osobiste amatorki zbrodni, czyli wszystko wymieszane i nieźle zrównoważone. Paniom się spodoba, panów wątek obyczajowy może znudzić, ale można go ominąć bez szkody dla dramatyzmu. Powieść nie jest długa, jej bohaterowie (szczególnie mama Roe) charakterystyczni, główna bohaterka trochę narwana,a świat, który przedstawia Harris jest mimo morderstw przyjazny i mało skomplikowany. Poza tym czuje się, że na amerykańskim rynku seria ukazała się ponad 20 lat temu-Aurora i spółka rozwiązuje zagadki bez komórek i niezbędnej wiedzy o bliźnich czerpanej z internetu-pewnie dlatego wydawca na okładce scharakteryzował powieść jako kryminał retro;)). Lektura tej powieści to dobry sposób na letnią rozrywkę, bez zbędnych nerwów, ale z nieodzownym deszczykiem.
Charlaine Harris, "Trzy sypialnie jedn trup". Wyd Replika. Zakrzewo 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz