niedziela, 17 lipca 2016

"Dziewczyna z kabaretu", Rembrandt i przebieranki

Tytuł, pod którym pierwszy raz została wydana powieść Kalickiej idealnie oddaje treść: "Rembrandt, wojna i dziewczyna z kabaretu". W drugim wydaniu w tytule ostała się tylko dziewczyna,  reszta została w fabule. Głównym wątkiem książki jest chęć ocalenia dzieła Rembrandta z wojennej zawieruchy, zwłaszcza, że interesuje się nią gestapowiec działający nie tylko z odgórnego polecenia, ale na prywatne zlecenie. Tuba z obrazem podróżuje między Warszawą a Krakowem, a razem z nią tytułowa dziewczyna z kabaretu, czyli Irenka Górska- tancerka i szansonista, która przed wojną na pewno nie uwierzyłaby, że w 1939 roku będzie ratować żydowskie dziecko, strzelać z rewolweru, kłamać na gestapo i przewozić w preparowanym ciążowym brzuchu mięso ze wsi.  Poza Ireną, w sprawę zamiesza jest właścicielka obrazu- hrabina Łęska (nie:Łęcka;), jej ukochany żydowski profesor historii sztuki, który usiłuje przeżyć grając rolę gruzińskiego kniazia. I jest jeszcze angielski spadochroniarz, stary antykwariusz, zaangażowany w pomoc ksiądz, pojawia się Korczak i pani Stefa. Kalicka nie tworzy szlachetnych bohaterów bez skazy, każda z postaci ma swoje lęki, grzeszki i nie udaje, że jest nieugięta i szlachetna- po prostu czasem jest, a czasem nie... Banalnie to zabrzmi, ale kolejny raz okazuje się, że "tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono". Momentami akcja bardzo mocno trzyma w napięciu, czasem się rozwleka...  Jednak im bliżej końca, tym ciekawiej. Bohaterów trudno nie lubić, chyba właśnie dlatego, że są tacy zwyczajni.  

Autorka stara się budować atmosferę początku wojny przez użycie cytatów z międzywojennych szlagierów, języka warszawskiej ulicy, podawania polskich i niemieckich naz ulic. Czyta się lekko, chociaż czasem pojawiają się słowa, które raczej w latach 30  na pewno nie były aż tak popularne (np. "dam radę", czyli coś, na co jestem wyjątkowo wyczulona, albo określenie  profesora Rosenblatta jako "seksownego"- hrabina miała tyle pięknych wyrazów, które pasowałby do  pana Leona, choćby ponętny, uwodzicielski, zniewalający...).  Nie sposób pominąć gry, którą momentami autorka prowadzi z czytelnikami odwołując się do kultury popularniej- gdy spiskowcy zastanawiają się nad szyfrem, pada zarówno pomysł, by hasłem stało się "żyrafy wchodzą do szafy" jak i kultowy tekst o kasztanach  z placu Pigalle... Jest też kilka nawiązań do operetek, bo przebieranki profesora Rosenblatta nie tylko przez niego porównywane są do tej formy. Ogólnie nie jest źle, tylko momentami zbyt rozwlekle i zamiast czytać przebiega się kartki wzrokiem. Jestem marudna z tymi narzekaniami na długość książki, ale to kolejna pozycja, której skrócenie i zagęszczenie akcji wyszłoby na dobre. Bo pomysł jest.  

Manuela Kalicka, "Dziewczyna z kabaretu". Wyd. Prószyński i S-ka. Warszawa 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz