Moje drugie spotkanie z wielką (blisko 950 stron) książką Rutherfurda. I od razu powiem- ciekawsze! Czy wynika to z oczywistszego faktu, że Paryż
ma dłużą i bardziej skomplikowaną historię niż Nowy Jork, czy ze sposobu poradzenia
akcji nie wiem, wiem, że czytało mi się lepiej (bo w tym wypadku trudno uniknąć
porównań).
"Paryż" jest opowieścią o sześciu rodzinach, z których każda przedstawia inny świat, inną grupę społeczną i pokazuje miasto od innej strony. Jest więc rodzina arystokratyczna, robotnicza, kupiecka, żydowska … Losy kolejnych pokoleń przenikają się, rodziny rozrastają o linie boczne, dzieci z prawych i nieprawych związków. Ta przeplatanka postaci łączy się plątaniną wydarzeń, historia bowiem nie toczy się tu linearnie, za to możemy przeskoczyć od oświecenia do średniowiecza (a to po to, aby nie zdradzać od razu wszystkich, narastających przez lata zależności między bohaterami).
Choć autor sięga w swojej książce do bardzo odległej przeszłości, najbardziej rozwinięta i najciekawsza (bo najbardziej spójna) jest część, która zaczyna się przed wystawą światową, gdy Eiffel zaczyna budowę swoją wieży. A potem towarzysząc bohaterom i ich potomkom dochodzimy przez przełom wieków, wielką wojnę do II wojny światowej i epilogu w latach 60. Ten okres opisany jest najbardziej szczegółowo i bez plam w życiorysach kolejnych bohaterów, a pewne wydarzenia z epok wcześniejszych zdają się czymś w rodzaju inkrustacji, dopełnienia losów rodzin i wyjaśnienia pewnych związków i sytuacji. Mimo mnogości wątków i bohaterów to właśnie z tych epok pochodzą najlepiej, bo najpełniej opisane postaci. Są wśród nich Thomas i Luc Gascon, bracia z Montmartru, z których jeden był porządnym obywatelem, robotnikiem Eiffla, człowiekiem zaangażowanym w ruch oporu, a drugi robił karierę jako specjalista od załatwiania szemranych interesów i ułatwiania niekoniecznie legalnych działań i kontaktów. Ciekawe są też losy Louise, córki malarza i praczki, która została wysłana do adopcji na Wyspy Brytyjskie, a potem wróciła do Francji, gdzie wybrała drogę modelki i Chanel, utrzymanki bogatych mężczyzn, w końcu właścicielki luksusowego domu publicznego, w którym podczas wojny zdradzane były niemieckie tajemnice wojskowe…
Losy arystokratów,
kupców, krewnych szukających szczęścia
w USA i Kanadzie łączą się w mozaikę
wydarzeń i opowieści, którą uprawdopodobniają wspomnienia Króla Słońce, Dantona i Piaf. Paryż pokazuje się jako
miasto królów i żebraków, ludzi wydających
rozkazy i wykonujących je, miasto, w którym różnice, mimo pięknych idei równości
i braterstwa, są stale bardzo widoczne i trudne do przekroczenia. Nie sposób wymienić wszystkich wątków i
postaci, ale właśnie z tego wzajemnego
przenikania, znajomości rodzinnych powiązań powstaje największa przyjemność czytania
"Paryża". Czytania ulic, zmieniających się
dzielnic, losów ludzi, których łączy miasto. Naprawdę dobrego i ciekawego czytania, bo przy okazji typowo obyczajowych historii można zobaczyć zmieniający się świat, zachowania, rozrastające się miasto i dowiedzieć czegoś o Wersalu, wieży Eiffla i bazylice Sacré-Cœur. Podróż w czasie i przestrzeni.
Edward Rutherfurd, "Paryż". przeł. Agnieszka Mitraszewska. Wyd. Czarna Owca. Warszawa 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz