Druga część bestsellera powinna być być lepsza, bardziej zaskakująca i ciekawsze niż pierwsza. "Kiedy odszedłeś" nie jest. Od wydarzeń opisanych w Zanim się pojawiłeś minął ponad rok. Lou cały czas nie może sobie poradzić z brakiem Willa oraz tym, czego świadkiem się stała. Jednak to nie myśl o uczestnictwie w eutanazji sprawia, że Lou spada z dachu. A potem w jej drzwiach staje córka Willa. Na początek trzęsienie ziemi, a potem... już znacznie nudniej.
Tak, jak można przewidzieć, Lou czuje się odpowiedzialna za dziewczynę i chce jej pomóc, stara się też sama odzyskać równowagę uczestnicząc w grupie wsparcia osób przeżywających żałobę oraz otwiera się na nowy związek. Jak widać: zero zaskoczeń i niedopowiedzeń. Moyes nie brak sprawności w opisywaniu rodzinnych sytuacji (matka zyskuje feministyczną świadomość) i autoironicznych komentarzach samej Lou, ale książka nie ma już tej świeżości i oryginalność, która miało "Zanim się pojawiałeś". Co więcej, dla mnie opowieść o Lou i Willu była historią zamkniętą- on, niczym Pigmalion, kształtował dziewczynę, która była dzięki temu gotowa podbić świat. I, mimo wydarzeń, które zostawiają ślad w psychice, spełnić daną mu obietnicę i żyć. Zakończenie krzepiące. A i forma intrygująca, bo zastosowano narrację z różnych punktów widzenia. Druga cześć nie tylko oddaje całą opowieść w usta Lou, ale przede wszystkim pokazuje, że dziewczyna niewiele się z poprzednich wydarzeń nauczyła. Co prawda kupiła mieszkanie i stara się żyć samodzielnie, ale nie rozwija się. Relacja z Willem jest dla niej wytłumaczeniem, a nie stymulatorem. O ile w pierwszej części mocno jej kibicowała, o tyle teraz jej losy nie wzbudziły już większych emocji. Jeśli książka jest dobra, popularna i ekranizowana, autora kusi ciągniecie historii (robi to dla czytelników, ale przede wszystkim dla siebie). Dla dobrego wrażenia lepiej byłoby pewnych opowieści nie dopowiadać. I odejść we właściwym momencie.
Jojo Moyes, "Kiedy odszedłeś". Przeł. Nina Dzierżawska. Wyd. Między słowami. Kraków 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz