Książka
niczym stary zbiór, starych przepisywanych maszynowo przepisów. Do tego odręczne, urocze
(choć średnio apetyczne) ilustracje i czynione dziecięcą ręką podpisy („brałni”
bije wszystko na głowę ). Przepisy, które
nie są sztywnymi wytycznymi, za to przekazują treści znane (choć w erze termo obiegów
i tego typu wymysłów, zapominanie) „jeśli się przypali, to znaczy, że za długo
się piekło”.
To nie jest książka dla zwolenników aptecznych receptur, bo to często
gotuje się na oko i dodaje do smaku. A wielbiciele zdrowego i nowoczesnego gotowania
mogą czuć się zawiedzeni np. wykorzystania margaryny… Ale celem tej książki jest
odnalezienie smaku dzieciństwa. Odtworzenie ciast, cioteczek i deserów, którymi
morusając sobie buzie zajadaliśmy się lata temu, gdy nikt nie bał się margaryny,
surowych jajek i wyrobów czekoladopodobnych.
To taka słodka podróż do przeszłości, do
lat, gdy wśród morza zmiennych, podwieczorek był tym, co stałe i
oczywiste.
Druk przypominający maszynę
do pisania, stare zdjęcia, osoby, z którymi kojarzą się dane przepisy… to wszystko
próbuje odtworzyć świat dziecięcej arkadii, w której zamiast nektaru i ambrozji
jadło się herbatniki z kremem, kokosanki i
specjano-okolicznościowe torty. Ech... gdzie te czasy... gdzie te smaki...
Agata Królak, "Ciasta, ciastka i takie tam". Wyd. Dwie siostry. Warszawa 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz