Bohaterka wyjeżdża z miasta na prowincję, aby odnaleźć siebie. I odnajduje... ile już było takich książek! Samulki to miejsce akcji książki, którą od innych tego typowych powieści odróżnia przede wszystkim bohaterka. Ewka jest polonistką pracującą jako księgowa w przedszkolu (dziwne, ale to nie jest w najważniejsze), jest odludkiem, który swoje smutki (ma ich bardzo dużo) usiłuje zwalczyć przez dogoterpię, kawoterapie, cistkoterpię. I przede wszystkim biblioterapię. Co prawda ta nazwa nie pada ani razu, ale Ewka namiętnie czyta, a biblioteka jest jednym z niewielu miejsc, do którego wchodzi bez lęku. I to właśnie odróżnia Ewę od innych postaci- cierpi na depresję i zespoły lękowe. I chwała autorce (z wykształcenia lekarce), za opisanie choroby w książce z gatunku lekkich i przyjemnych. Być może ktoś, czytając o problemach bohaterki po pierwsze pojmie czym jest depresja, po drugie nie będzie nazwy tej choroby używał na nazwanie swoich słabszych nastrojów.
Opisy ciemności, w które wchodzi Ewa, dni gdy nie chce jej się wstać z łóżka lub wyjść z domu, dają obraz zaburzeń lękowych. Temat niełatwy jest pokazany na tyle lekko, by czytelnika nie zniechęcić, a jednocześnie pokazać z jakimi problemami zmagają się chorzy i jak bardzo choroba wpływa na ich codzienność.I choć zakończenie jest oczywiście pozytywne, Ewka nie jest typową bohaterką babskiej obyczajówki. I to nie tylko dlatego, że rozmawia w bohaterami książek, radząc się ich w życiowych spawach. Ewa na skutek różnych wydarzeń boi się ludzi i boi się przyszłości. Ale... będzie happy end. Może odrobinę zbyt cukierkowy, może trochę za naiwny i bajkowy, ale z drugiej strony, czy komuś, kto tyle przeżył nie należy się zakończanie jak z bajki? I książę z bajki, bo Marcin na pewno nie jest typowy i realny. Zwłaszcza, że rzeczywistość Samulek jest bajkowa- wszyscy są dobrzy, pomocni, brakuje jedynie krasnoludków (bo hobbity się pojawiają).
Poza lekami w terapii bohaterki pomagają spotkani ludzie (w tym uwaga: bibliotekarki!) oraz wiara. Ewka ma z Panem Bogiem na pieńku, ale i tu będzie szczęśliwe rozwinięcie. Polski czytelnik nie jest chyba przyzwyczajony do takiego zaznaczania religii w fabule- niszowe są powieści z nurtu obyczajówki chrześcijańskiej, które gdy już się pojawiają, są tłumaczeniami literatury anglojęzycznej. Być może zapełnia się polska luka tego gatunku.
Ewę od bohaterek książek "wyjeżdżam i zmieniam swoje życie" odróżnią to, że nie jest pewna siebie i gotowa na wyzwania. Ale ma sobie sporo autoironii i przede wszystkim dlatego książkę nieźle się czyta. Humor, czasami czarny, równoważy codzienne problemy, a choroba i stany lękowe zostają lekko oswojone przez komentarze, które nie powodują ckliwego współczucia. I czego by nie mówić, biblioteka jest w tej książce pokazana tak, jak wszyscy chcielibyśmy ją widzieć- jako miejsce spotkań, rozmów, aktywnego działania (mimo niskich nakładów na kulturę)... Sielskiego obrazu nie zakłóca ani jedna wredna czytelniczka, ani facet dopytujący się o codzienną gazetę sprzed trzech miesięcy. Bajka! Choć z pewnymi elementami, które będą ją wyróżniać.
Kinga Facon, "Samulka". Wyd. Otwarte. Kraków 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz