Znamy Schmitta i wiemy, czego można się po nim spodziewać- ładnych zdań, odrobiny filozofii, zazwyczaj niezbyt długich historii. Tym razem jest podobnie, bo "Noc ognia" to niecałe 200 stron o wyprawie międzynarodowej wycieczki na pustynię i objawieniu, jakiego doświadczył bohater. I tu coś, co odróżnia tę książkę od pozostałych, bo bohater ma na imię Eric-Emmanuel i jest młodym absolwentem filozofii. Powieść autobiograficzna? Powieść autentyczna.
Schmitt opisuje noc na pustyni, gdy odłączony od grupy doświadczył łaski wiary. Odosobnienie na pustyni (scena prawie biblijna!) pozwoliła mu na przemyślenia, zmiany i głębokie spojrzenie w głąb samego siebie. Dzięki tej nocy, jak sam pisze: "moje ciało, moje serce i mój umysł wibrowały jednomyślnie, zamiast ciągnąc każde w swoją stronę". To opowieść o poznaniu wiary, siebie i mocy modlitwy. Książka przez to inna niż dotychczasowe i najbardziej osobista. Z jednej strony-przez miejsce akcji i sposób narracji, jest rozbudowaną przypowieścią, z drugiej, jest cały czas charakterystyczną dla Schmitta ciekawie rozpisaną fabułą.
I nieuniknionych zwątpień
Rodzi się poznanie Boga
Który jest jak przypływ o odpływ
Wielkich wód..." Pisał Brandstaetter. I pisze Schmitt.
Eric-Emmanuel Schmitt, "Noc ognia". Przeł. Łukasz Muller. Wyd. Znak. Kraków 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz