piątek, 6 lipca 2018

Jestem lepszy, bo czytam?


Moja rodzina czyta. Moi znajomi też. To wszystko zebrało się na wrażenie, że czytelnicy są fajną, otwartą na dyskusję i kulturalną grupą.    Czasem tylko dochodziły do mnie głosy, że czytelnicy to gbury i bufony. Nie wiedziałam skąd się biorą takie opinie… Teraz, po zgłębieniu się w przestrzenie internetu,  już wiem.  Przyznam, że choć wiedziałam o istnieniu wielu stron i grup czytelniczych na FB, nie wiedziałam, że jest też przeciwwaga w postaci strony statystycznych Polaków, którzy nie czytają książek. Mają do tego prawo, tym bardziej, że diagnozują coś, co w moim idealistycznym świecie, opartym na własnych doświadczeniach z czytelnikami, nie istniało. Mianowicie fakt, że czytanie (a raczej mówienie o swoim czytaniu)  jest jakimś elementem budującym fałszywie wysoką samoocenę, po prostu: czytam, więc jestem lepszy.   Grupa starająca się zwalczać czytelnicze snobizmy reaguj na teksty o tym, że „czytanie powinno być znów  elitarne”. I niech reaguje! Bo można zrobić wiele dobrego w sieci, mówiąc o czytelnictwie, ale wiele złego można zrobić snobując się na czytelnika. Zwłaszcza jeśli więcej się mówi, że się czyta, niż się czyta.  

A mówić można o wszystkim. I narzekać.  Opublikowany niedawno  raport o  stanie czytelnictwa to znów woda na młyn „piewców wysokiej kultury” (piszę to w cudzysłowie, bo z wysoką kultura powinna iść w parze podstawowa kultura wypowiedzi, a tej czasem brak).   Czytelnicy oburzają się, że w raporcie pojawia się Mróz, obwieszczają, że pora umierać, bo wśród  wymienionych pisarzy są  autorzy popularnych kryminałów i obyczajówek.  (Po raz pierwszy King wygrał z Sienkiewiczem! I to chyba znak, że ludzie zaczynają mówić, co naprawdę czytają, a nie rzucają nazwiskami ze szkoły, żeby się nie zbłaźnić i nie dać się pożreć tym, którzy na hasło Mróz, Bonda, Michalak szczerzą kły. Doceniam odwagę!). Nasi  piewcy ambitnych lektur rzucają w przestrzeń dramatyczne pytania: dlaczego???  Piszą, że "sieczka intelektualna, miazga i żenada".  „Dlaczego ludzie nie odczuwają potrzeb prawdziwej literatury?”- pytają,  jakby nie rozumiejąc, że  można czytać w ramach płodozmianu intelektualnego  i kryminał i  klasykę.   Dalej czytelnicy utyskują na młodzieży,  która nie czyta (albo czyta chłam), a gdy oni chodzili do liceum to czytali Marqueza i Cortazara.  I co z tego? Też w liceum czytałam Marqueza, mam prawo czuć się lepsza? Nie! W  zakamarkach sieci, gdy ktoś zapyta o to, jaką książkę polecają inni członkowi grupy, np. z tych pisanych przez celebrytów, od razu  ów ktoś przestaje być po prostu Marysią, Zosią czy Ludwiką, a staje się „Panią”. I jeśli  „Pani” szuka książki o celebrytach to nie u nas, nie na tej stronie! Ciekawe jest też święte oburzenie niektórych grup, które w zdjęciu w tle reklamują nowy kryminał, ale w postach hejtują czytelników literatury popularnej. Tego nie rozumiem.  Ok, kryminał jeszcze przejdzie, ale obyczajówki, a nie daj Boże romans? Spalić, zniszczyć i zakopać!  A przecież kryminał również jest "złym gatunkiem", popularnym, gazetowym i rozrywkowym. Dość powiedzieć, że gdy kiedyś na urodziny dałam mojemu Dziadkowi książkę Christie, to po przeczytaniu Dziadek powiedział, że mu się podobała, ale jego tata wyzwałby go za czytanie takich bzdur. Pradziadek, przedwojenny nauczyciel i dyrektor szkoły, był zagorzałym fanem Sienkiewicza, na którym zresztą uczył czytać mojego Dziadka, który końca był wiernym czytelnikiem książek historycznych.

W części grup i stron widać  bardzo jasny podział- kto nie z nami, ten przeciw nam. Czytasz Mroza i Michalak? Nie odzywaj się w towarzystwie!  Nie przeczytałeś  Noblisty w oryginale? Wstydź się! Nie gadam z tobą!  Twoje zdanie się dla mnie nie liczy!  Ale przy okazji roi się od tekstów „A co sądzicie o nowej książce Tego Uznanego Pisarza, bo ja przeczytałam i sama nie wiem”… To kto ma wiedzieć? Kto, jeśli nie czytelnik, ma wiedzieć, co myśli o tym, co sam przeczytał?  Czy  nawet w sferze odczuć lekturowych ktoś musi nam mówić, co mamy myśleć? Czy nawet w sprawach tak indywidualnych jak wrażenia czytelnicze istnieją układy, w które musimy się wpasować?  I potem pojawia się opinie o drętwych bucach, zapatrzonych w czubek swego czytelniczego nosa (ewentualnie posiadającego grono wirtualnych znajomych, z którymi łączy ich podziw dla części autorów i niechęć do innych) . O nadętych czytelnikach,  którzy na literaturę popularną mogą tylko prychnąć, a o  nowościach z literatury „ambitnej” wypowiedzą się wtedy, gdy ktoś im powie, co należy o tym myśleć… O tych, którzy czują się lepsi, bo przeczytali książkę. 

 Gusta są różne  i niejednorodne. To, że ktoś czasem czyta romans, komiks, czy fantastykę nie zabiera mu kompetencji do przeczytania tzw. literatury ambitnej.  Wszystko jest kwestią potrzeb. I przyzwyczajenia do czytania, a także korzystania z rożnych literackich rejestrów. Można się relaksować z fajnym babskim czytadłem, a wrażeń literackich szukać u Tołstoja. Tak jak z muzyką: słucham klasyki, ale nie będę na imprezie tańczyć do Wagnera. Proste! Na ostatnim koncercie w Akademii Muzycznej jasno powiedziano, że ten koncert ma  dostarczyć słuchaczom przyjemności. Czy ktoś wyszedł, bo pragnął przeżyć duchowych? Nie. Bo  przeżywanie i przyjemność mogą iść w parze,a czytanie nie musi być męczącym przedzieraniem się przez gąszcze.  Literatura, tak jak wszystkie inne sztuki, ma swoje różne rejestry, które można łączyć i mieszać.   Czy w świecie postmodernizmu, łączącego gatunki, inkrustującego dzieła sztuki cytatami różnych szczebli to tak trudno zrozumieć?   Kiedyś broniłam czytelników. Teraz, gdy przekonałam się, że niestety jest to grupa niejednorodna i czasami pozbawiona kultury i zwykłej grzeczności, nie zamierzam. Bo  samo czytanie nie czyni człowiekiem kulturalnym, a wyższe wykształcenie nie zda się na wiele, gdy podstawowego brak.  Czytajmy i dajmy czytać. Oczywiście możecie się ze mną nie zgadzać, tym bardziej, że-choć zaczynałam trzy razy,  nie skończyłam „Ulissesa”…  Ale za to przeczytałam „Germinal" ;)     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz