Nikomu nie trzeba udowadniać, że Szekspir dramaturgiem wszech
czasów był, a "Król Lear" jest jedną z jego najlepszych sztuk. Jednak z klasyką jest tak, że warto sobie ją
odświeżać. Słuchowisko jest właśnie próbą
przypomnienia tego, co winno się znać.
Słuchowisko jest klasyczne pod każdym względem- wybrano przekład Paszkowskiego,
dodano klasyczne efekty dźwiękowe i doskonałych aktorów, a nad wszystkim czuwa Janusz Kukuła. Jest w klasyce siła!
Historia dumnego Leara, który daje się zwieść pięknemu pustosłowiu córek i dzieli między nie swoje ziemie jest dramatem jednego człowieka, ale poza głównym wątkiem my tu do czynienia z szeregiem postaci, które ciągną swoje historie. I ponieważ kilka z nich zmuszonych jest do podawania się z kogoś innego, powoduje to pewną trudność w odbiorze słuchowiska. Woronowicz jako Kent i sługa Leara gra prawie tym samym głosem, z kolei Bonaszewski w roli Edwarda jest lekkomyślny, za to w roli głupiego Tomka bardzo aktorski i do tego stopnia głosowo zmieniony, że kilka chwil zajęło mi dosłyszenie, że postać tę gra ten sam aktor. Słuchanie "Leara" wymaga skupienia, ale w zamian za uważne słuchanie otrzymujemy głosy podszyte kłamstwem, okrucieństwem, szczere i pełne zwątpienia. Albo życiową mądrość błazna, który głosem Mariana Opani przekazuje proste prawdy, do których czasem najtrudniej dojść. I oczywiście dramat króla, który od początkowej pewności i dumy, po zwątpienie i obłęd wygrywa Krzysztof Gosztyła (czy już kiedyś wspominałam, że kocham głos i talent Pana Gosztyły?!). Perełek aktorskiej interpretacji jest więcej, doskonały Krzysztof Wakuliński jako zmieniający się pod wpływem wydarzeń Gloucester, przeraźliwie wyrachowany Edmund- Krzysztof Banaszyk. Kordelia Anny Cieślak nie wzbudzała we mnie żadnych emocji, natomiast Dorota Landowska nawet jako zła Goneryla ma w sobie królewską klasę. Marta Żmuda-Trzebiatowska jest Reganą okrutną, wręcz ekscytującą się zbrodnią, jednak szkoda, że odstaje dykcją do reszty obsady. Słuchanie na odtwarzaczu ma to do siebie, że w każdej chwili może cofnąć i sprawdzić, czy aktorka rzeczywiście ma asynchroniczna wymowę nosówek. Ma… a nie powinna! Jednak obie interpretacje córek Leara pozwalają dostrzec geniusz stratfordczyka w pisaniu ról kobiet ambitnych, świadomych i zdeterminowanych… Z Szekspirem nic nie wiadomo, ale jeśli uwierzyć badaczom, "Makbet" powstał niedługo po "Learze", więc Lady Makbet ma z kogo czerpać. Efekty dźwiękowe nadają słuchowisku klimat: jest burza, są kroki, głosy odbijający się po salach… Odgłosy wyłupywania oczu przerażają, tak samo jak moment, gdy Edmund okalecza się, co w uszach brzmi to jakby rozcinał sobie tętnicę szyjną (podejrzewam, że tak to mniej więcej brzmi). Po raz kolejny potwierdza się nazwa teatru radiowego jako teatru wyobraźni. Ta, pobudzona tekstem i interpretacją, pracuje na najwyższych obrotach.Słuchowisko pełne klasy i klasyki, warto, bardzo warto wysłuchać!
Historia dumnego Leara, który daje się zwieść pięknemu pustosłowiu córek i dzieli między nie swoje ziemie jest dramatem jednego człowieka, ale poza głównym wątkiem my tu do czynienia z szeregiem postaci, które ciągną swoje historie. I ponieważ kilka z nich zmuszonych jest do podawania się z kogoś innego, powoduje to pewną trudność w odbiorze słuchowiska. Woronowicz jako Kent i sługa Leara gra prawie tym samym głosem, z kolei Bonaszewski w roli Edwarda jest lekkomyślny, za to w roli głupiego Tomka bardzo aktorski i do tego stopnia głosowo zmieniony, że kilka chwil zajęło mi dosłyszenie, że postać tę gra ten sam aktor. Słuchanie "Leara" wymaga skupienia, ale w zamian za uważne słuchanie otrzymujemy głosy podszyte kłamstwem, okrucieństwem, szczere i pełne zwątpienia. Albo życiową mądrość błazna, który głosem Mariana Opani przekazuje proste prawdy, do których czasem najtrudniej dojść. I oczywiście dramat króla, który od początkowej pewności i dumy, po zwątpienie i obłęd wygrywa Krzysztof Gosztyła (czy już kiedyś wspominałam, że kocham głos i talent Pana Gosztyły?!). Perełek aktorskiej interpretacji jest więcej, doskonały Krzysztof Wakuliński jako zmieniający się pod wpływem wydarzeń Gloucester, przeraźliwie wyrachowany Edmund- Krzysztof Banaszyk. Kordelia Anny Cieślak nie wzbudzała we mnie żadnych emocji, natomiast Dorota Landowska nawet jako zła Goneryla ma w sobie królewską klasę. Marta Żmuda-Trzebiatowska jest Reganą okrutną, wręcz ekscytującą się zbrodnią, jednak szkoda, że odstaje dykcją do reszty obsady. Słuchanie na odtwarzaczu ma to do siebie, że w każdej chwili może cofnąć i sprawdzić, czy aktorka rzeczywiście ma asynchroniczna wymowę nosówek. Ma… a nie powinna! Jednak obie interpretacje córek Leara pozwalają dostrzec geniusz stratfordczyka w pisaniu ról kobiet ambitnych, świadomych i zdeterminowanych… Z Szekspirem nic nie wiadomo, ale jeśli uwierzyć badaczom, "Makbet" powstał niedługo po "Learze", więc Lady Makbet ma z kogo czerpać. Efekty dźwiękowe nadają słuchowisku klimat: jest burza, są kroki, głosy odbijający się po salach… Odgłosy wyłupywania oczu przerażają, tak samo jak moment, gdy Edmund okalecza się, co w uszach brzmi to jakby rozcinał sobie tętnicę szyjną (podejrzewam, że tak to mniej więcej brzmi). Po raz kolejny potwierdza się nazwa teatru radiowego jako teatru wyobraźni. Ta, pobudzona tekstem i interpretacją, pracuje na najwyższych obrotach.Słuchowisko pełne klasy i klasyki, warto, bardzo warto wysłuchać!
William Szekspir, "Król Lear". Przeł. Józef Paszkowski. Reż. Janusz Kukuła. Wyd. Fonopolis. Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz