Cztery siostry: wrażliwa Rosie, refleksyjna Otylia, pragnąca nowych wrażeń Christabel oraz wymyślająca nowe słowa i światy Sophie. Elegancki dom McCoshów z dobrotliwym ojcem i dystyngowaną, pisującą do królowej, matką. Sąsiedzi- pięciu chłopaków z dwóch rodzin, którzy razem z dziewczętami tworzą zgraną paczkę Kumpli. Ale świat dzieciństwa i zaręczyn załatwianych przez podarowanie wybrance kółka od firanek kończy się wraz z wybuchem I wojny światowej. Chłopcy idą na front, dziewczyny widzą, że czasy się zmieniły i nie mogą siedzieć w domu. Bo to już zupełnie inna epoka. Wielka wojna niszczy spokój narodów i pojedyncze szczęścia, wyzwala spętane gorsetami marzenia o równouprawnieniu i budzi nadzieje na inne jutro.
Każda z panien McCosh będzie musiała zmierzyć się z dorosłym życiem, które wygląda inaczej niż sobie wyobrażała. Główną bohaterką tej książki (autor zapowiada kolejne tomy)jest Rosie-dziewczyna, która po starcie młodzieńczej miłości szuka otuchy w wierze i wspomnieniach, co prawda jej życie zmierza naprzód, ale ona żyje trochę obok ludzi i wydarzeń, którzy są blisko niej, dopiero daleka wyprawa pozwala jej zrozumieć, że przeszłość, choć ważna, nie może aż tak rzutować na teraźniejszość. Losy pozostałych sióstr toczą się trochę w cieniu historii Rosie, jednak liczę, że będzie jeszcze okazja poznać dalsze wydarzenia z życia przesympatycznej Sophie i nieco tajemniczej Otylii. Książka jest opowieścią o świecie, który się zmienia i o tym, jak ludzie reagują na postęp, bo I wojna światowa,wtargnąwszy w życie cywili, przewróciła zwykłe, proste życie do góry nogami. O ile dziewczyny i ich ojciec są w stanie zaakceptować zmiany, o tyle pani McCosh kurczowo trzyma się starych tradycji i porządków- jak zareaguje, gdy jeden z jej zięciów będzie miał francuskie pochodzenie, a kucharka przyzna się, że podczas wojny korzystała z książki kucharskiej, której autor nie był arystokratą? Jest w tej opowieści trochę scen zabawnych, jest sporo wzruszających, kilka takich, które po raz kolejny pokazują, że wojna jest cezurą oddzielająca wieki XIX od XX. Nie ma tu wielkich zwrotów akcji, fabularnych fajerwerków, jest ładnie napisana saga, których bohaterowie budzą sympatię,a czasem podziw. Jest świat rekonstruowany* poprzez opisy ówczesnych samolotów i wydarzeń z frontu (jest też wzmianka o niezwykle popularnym "Quo vadis", które jeden z chłopaków czyta w okopach).
Luis de Bernieres napisał obyczajową opowieść, w którą docenią wielbiciele sag rodzinnych i klimatów typu Downton Abbey. Na długie wieczory- świetna lektura, bo bardzo łatwo wejść w świat bohaterów i przeżywać z nimi małe i większe rewolucje. Autor wie, jak przyciągnąć i zatrzymać uwagę czytelnika- krótkie rozdziały zachęcają do lektury, a włączenie w treść listów bohaterów, ich dzienników i pierwszoosobowych narracji dynamizują całą opowieść. I jeszcze te urocze neologizmy Sophie (szczególne ukłony dla tłumaczy, którzy w językowych tworach najmłodszej siostry mieli spore pole do popisu). Pył, co opada ze snów jet widoczny wtedy,gdy czujemy, że wszystko zmierza w dobrym kierunku... Co będzie dalej z pannami de domo McCosh? Mam nadzieję, że się jeszcze dowiem.
Luis de Bernieres, "Pył ,co opada ze snów". Przeł. Klementyna Wohl i Krzysztof Cieślik. Wyd. W.A.B. Warszawa 2016.
*Autor odrobił lekcję, a nasi tłumacze zrobili świetne przypisy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz