Przyznam, że po okładkowym opisie nie spodziewam się takiej opowieści:
prowadzonej w dwóch planach czasowych, ze zróżnicowaną narracją i przenikaniem
się wydarzeń. Bardzo lubię tak pisane książki, więc czytam z
zainteresowaniem. A czytelniczy zapał wzrastał, ponieważ to obyczajówka połączona z powieścią historyczną, a nawet thrillerem prawniczym. Może
przesadzam z tym thrillerem, co nie zmienia faktu, że wydarzeniom za sali
sądowej przypatrywałam się z rosnącymi emocjami.
Powieść rozpoczyna się od pamiętnika Sophie Lefevre, żony malarza
mieszkającej w opanowanym przez Niemców francuskim miasteczku. Jedyną pamiątką
po powołanym na front I wojny światowej mężu jest jej portret. Opór przed
kontaktem z Niemcami jest w miasteczku bardzo silny. Moment gdy Sophie,
jako właścicielka hotelu zostaje zmuszona do wydawania okupantowi posiłków, trochę
zmienia sytuację, a kobieta zaczyna zastanawiać się, czy dzięki
komendantowi będzie mogła pomóc mężowi. Jej dalsze losy poznajemy w momencie,
gdy ślady po Francuzce odnajduje Liv, bohaterka współczesnej części historii.
Liv jest młodą wdową, która w pewnym momencie staje się stroną w procesie o
grabieże wojenne. Okazuje się, że portret "Dziewczyna, która kochałeś", prezent
ślubny od męża, jest poszukiwany przez spadkobierców Lefevrów. Kobieta
postanawia zawalczyć o swoje ulubione dzieło, ale sytuacje komplikuje fakt, że
nowo poznany interesujący mężczyzna działa na zlecenie przeciwnej strony. I tak
sprawy sercowe, historyczne, rodzinne i sądowe zaczynaj się przenikać. Liv nie
tylko chce uratować portret, ale też poznać losy przedstawionej na nim kobiety.
I przy okazji ułożyć się ze swoją przeszłością.
Jojo Moyes trochę mnie
zaskoczyła, bo o ile przekonała nas, że umie pisać współczesne, wzruszające
i niegłupie historie (Zanim się pojawiłeś) i stara się pisać poprawne, chociaż niezbyt porywające kontynuacje (Kiedy odszedłeś),
tym razem dostajemy opowieść wymagającą wejścia w niełatwe realia I wojny
światowej i panujących wtedy stosunków. O ile dla nas I wojna była tym, co
pozwoliło na odzyskanie niepodległość, dla Francuzów do dziś jest tragedią i
Wielką Wojną, która zachwiała ich postrzeganiem Francji jako mocarstwa. Moyes
pokazuje różne ludzkie postawy i wybory. Warto przypominać o historii w literaturze popularnej! Z kolei losy Liv to opowieść o kobiecie,
która próbuje się pozbierać po śmierci męża i zaczyna wracać do zwykłego życia.
Pomaga jej w tym nie tylko mężczyzna, ale też dawna znajoma, dzięki której Liv
dostrzega ile ważnych rzeczy ma obok siebie (postać przyjaciółki Mo jest niezwykle spójna,
gra w niej wszystko: język, którego używa, wygląd i zachowanie). Na
początku pewne działania Liv mnie drażniły (trzeba mieć wyjątkową wyobraźnię,
by sądzić, że spec od poszukiwania zrabowanych dzieł sztuki zaczaił się na nią
w barze-widocznie w Londynie jest jeden bar, ukradł torebkę, a potem przenocował
pijaną we własnym domu jedynie po to, by zyskać jej sympatię i zobaczyć
obraz...), ale potem zaczęłam kibicować jej próbom odszyfrowania historii. Chociaż mimo wszystko dla mnie prawdziwą bohaterką jest Sophie, to jej losów byłam ciekawa, bo z Liv od początku było wiadomo jak się skończy;)
Problem poruszany przez autorkę, czyli rzeczywista własność zrabowanych podczas wojen dział sztuki daje do myślenia- i znów zaskoczenie, bo tego typu zagadnień nie spotyka się często w kobiecej obyczajówce. Książka jest napisana dość równo, jednak bardziej przypadała mi do gustu pierwszoosobowa narracja pamiętnika Sophie, niż trzecioosobowa część współczesna (cóż zrobić: nie lubię narracji w czasie teraźniejszym) i choć z radością bym powieść odchudziła (historia Liv czasem się wlecze...), czyta się dobrze. Nie jest to literatura wybitnie wybitna, ani nie wciąga tak, by z powodu zaczytania nie zjeść obiadu, ale pozwala momentami pomyśleć o czymś innym niż tylko sercowych perypetiach. To całkiem sporo!
Problem poruszany przez autorkę, czyli rzeczywista własność zrabowanych podczas wojen dział sztuki daje do myślenia- i znów zaskoczenie, bo tego typu zagadnień nie spotyka się często w kobiecej obyczajówce. Książka jest napisana dość równo, jednak bardziej przypadała mi do gustu pierwszoosobowa narracja pamiętnika Sophie, niż trzecioosobowa część współczesna (cóż zrobić: nie lubię narracji w czasie teraźniejszym) i choć z radością bym powieść odchudziła (historia Liv czasem się wlecze...), czyta się dobrze. Nie jest to literatura wybitnie wybitna, ani nie wciąga tak, by z powodu zaczytania nie zjeść obiadu, ale pozwala momentami pomyśleć o czymś innym niż tylko sercowych perypetiach. To całkiem sporo!
Jojo Moyes, "Dziewczyna, którą kochałeś". Przeł. Nina Dzierżawska. Wyd. Między słowami. Kraków 2017.
P.S. Wydawnictwo jako gadżet promocyjny wymyśliło wielobarwną kredkę z hasłem "Potrzebuję koloru. Chce żyć".Słowa, które wypowiada Sophie odnoszą nie tylko do jej, wojennej rzeczywistości... A kredka (także z zawodowo-promocyjnego obowiązku przeglądaniu różnorodnych gadżetów) ma wielokolorowy plus:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz