niedziela, 15 stycznia 2017

"Dziewczyna, którą kochałeś", kobieta i jej portret


Przyznam, że po okładkowym opisie nie spodziewam się takiej opowieści: prowadzonej w dwóch planach czasowych, ze zróżnicowaną narracją i przenikaniem się wydarzeń. Bardzo lubię tak pisane książki, więc czytam z zainteresowaniem. A czytelniczy zapał wzrastał, ponieważ to obyczajówka  połączona z powieścią historyczną, a nawet  thrillerem prawniczym. Może przesadzam z tym thrillerem, co nie zmienia faktu, że wydarzeniom za sali sądowej przypatrywałam się z rosnącymi emocjami.
Powieść rozpoczyna się od pamiętnika Sophie Lefevre, żony malarza mieszkającej w opanowanym przez Niemców francuskim miasteczku. Jedyną pamiątką po powołanym na front I wojny światowej mężu jest jej portret. Opór przed kontaktem z Niemcami jest w miasteczku bardzo silny. Moment gdy Sophie, jako właścicielka hotelu zostaje zmuszona do wydawania okupantowi posiłków, trochę zmienia sytuację, a kobieta zaczyna  zastanawiać się, czy dzięki komendantowi będzie mogła pomóc mężowi. Jej dalsze losy poznajemy w momencie, gdy ślady po Francuzce odnajduje Liv, bohaterka współczesnej części historii.

 Liv jest młodą wdową, która w pewnym momencie staje się stroną w procesie o grabieże wojenne. Okazuje się, że portret "Dziewczyna, która kochałeś", prezent ślubny od męża, jest poszukiwany przez spadkobierców Lefevrów.  Kobieta postanawia zawalczyć o swoje ulubione dzieło, ale sytuacje komplikuje fakt, że nowo poznany interesujący mężczyzna działa na zlecenie przeciwnej strony. I tak sprawy sercowe, historyczne, rodzinne i sądowe zaczynaj się przenikać. Liv nie tylko chce uratować portret, ale też poznać losy przedstawionej na nim kobiety. I przy okazji ułożyć się ze swoją przeszłością. 

Jojo Moyes trochę mnie zaskoczyła, bo o ile przekonała nas, że umie pisać współczesne, wzruszające i niegłupie historie (Zanim się pojawiłeś) i stara się pisać poprawne, chociaż niezbyt porywające kontynuacje (Kiedy odszedłeś), tym razem dostajemy opowieść wymagającą wejścia w niełatwe realia I wojny światowej i panujących wtedy stosunków. O ile dla nas I wojna była tym, co pozwoliło na odzyskanie niepodległość, dla Francuzów do dziś jest tragedią i Wielką Wojną, która zachwiała ich postrzeganiem Francji jako mocarstwa. Moyes pokazuje różne ludzkie postawy i wybory. Warto przypominać o historii w literaturze popularnej!  Z kolei losy Liv to opowieść o kobiecie, która próbuje się pozbierać po śmierci męża i zaczyna wracać do zwykłego życia. Pomaga jej w tym nie tylko mężczyzna, ale też dawna znajoma, dzięki której Liv dostrzega ile ważnych rzeczy ma obok siebie (postać przyjaciółki Mo jest niezwykle spójna, gra w niej wszystko: język, którego używa, wygląd i zachowanie). Na początku pewne działania Liv mnie drażniły (trzeba mieć wyjątkową wyobraźnię, by sądzić, że spec od poszukiwania zrabowanych dzieł sztuki zaczaił się na nią w barze-widocznie w Londynie jest jeden bar, ukradł torebkę, a potem przenocował pijaną we własnym domu jedynie po to, by zyskać jej sympatię i zobaczyć obraz...), ale potem zaczęłam kibicować jej próbom odszyfrowania historii. Chociaż mimo wszystko dla mnie prawdziwą bohaterką jest Sophie, to jej losów byłam ciekawa, bo z Liv od początku było wiadomo jak się skończy;)  

Problem poruszany przez autorkę, czyli rzeczywista własność zrabowanych podczas wojen dział sztuki daje do myślenia- i znów zaskoczenie, bo tego typu zagadnień nie spotyka się często w kobiecej obyczajówce. Książka jest napisana dość równo, jednak bardziej przypadała mi do gustu pierwszoosobowa narracja pamiętnika Sophie, niż trzecioosobowa część współczesna (cóż zrobić: nie lubię narracji w czasie teraźniejszym) i choć z radością bym powieść odchudziła (historia Liv czasem się wlecze...), czyta się dobrze.  Nie jest to literatura wybitnie wybitna, ani nie wciąga tak, by z powodu zaczytania nie zjeść obiadu, ale pozwala  momentami pomyśleć o czymś innym niż tylko sercowych perypetiach. To całkiem sporo! 

Jojo Moyes, "Dziewczyna, którą kochałeś". Przeł. Nina Dzierżawska. Wyd. Między słowami. Kraków 2017.

P.S. Wydawnictwo jako gadżet promocyjny wymyśliło wielobarwną kredkę z hasłem "Potrzebuję koloru. Chce żyć".Słowa, które wypowiada Sophie odnoszą nie tylko do jej, wojennej rzeczywistości...  A kredka (także z zawodowo-promocyjnego obowiązku przeglądaniu różnorodnych gadżetów) ma wielokolorowy plus:) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz