Komisarz Palmu jest klasą samą w sobie:) Mika Waltari stworzył policjanta dobrego, przenikliwego, czasem zgryźliwego, jednocześnie z małym kompleksem braków w swojej edukacji. Stróż prawa, co gdy trzeba krzyknie na podwładnych, a kiedy indziej da się zaprosić do baru (i nie jest taki przemądrzały i wszechwiedzący jak dzisiejsi geniusze). W drugiej części serii Frans Palmu popełnia błąd, ale oczywiście zagadka zostanie rozwiązana...
Bruno Rygseck, utracjusz i właściciel eleganckiej willi topi się we własnej wannie. Choć wszystko wygląda na nieszczęśliwy wypadek, Palmu wietrzy morderstwo. O tym, że ma racje przekonuje się gdy kolejną ofiarą staje się żona zamordowanego, a podejrzenia rosną, gdy nestorka rodu twierdzi, że trucizna mogła być przeznaczona dla niej. W zamkniętej rezydencji zamknięty krąg podejrzanych, czyli bardzo klasyczny kryminał i mnożące się motywy. Dobrze zarysowane postaci (Batler- wszechwiedzący kamerdyner, stara ciotka, młoda piękna dziewczyna, nieco dziwne rodzeństwo i ceniony literat), spiętrzona intryga i olbrzymi dowcip to największe plusy tej powieści. Waltari ponoć pisał kryminały dla rozluźnienia po pracy na swoimi dziełami historycznymi i dzięki jego rozrywce, czytelnik ma swoja porcję kryminalnej zabawy w najlepszym, starym stylu. Bez nadmiaru brutalności,epatowania naturalistycznymi opisami i problemami patologicznych rodzin(tak charakterystycznymi dla współczesnych skandynawskich kryminałów), za to z osobistymi przesłankami, motywami i ciągle zaskakującymi wyznaniami podejrzanych. Kryminał został napisany w 1940 roku i czasem czuje się to w tempie, które jest znacznie spokojniejsze niż w dzisiejszych powieściach, ale nie brakuje w książce napięcia i właśnie umiejętność budowania dramatycznych sytuacji bez tanich chwytów literackich najlepiej świadczy o klasie autora. Potwierdza, że obecna kondycja skandynawskiej literatury kryminalnej nie jest kwestią przypadku. Książka, która dobrze się czyta i nieźle główkuje. A Palmu, jego pomocnik i narrator zarazem stanowią fantastyczny tandem!
Mika Waltari, "Błąd komisarza Palmu". Wydawnictwo Literackie. Kraków 2011.
Bruno Rygseck, utracjusz i właściciel eleganckiej willi topi się we własnej wannie. Choć wszystko wygląda na nieszczęśliwy wypadek, Palmu wietrzy morderstwo. O tym, że ma racje przekonuje się gdy kolejną ofiarą staje się żona zamordowanego, a podejrzenia rosną, gdy nestorka rodu twierdzi, że trucizna mogła być przeznaczona dla niej. W zamkniętej rezydencji zamknięty krąg podejrzanych, czyli bardzo klasyczny kryminał i mnożące się motywy. Dobrze zarysowane postaci (Batler- wszechwiedzący kamerdyner, stara ciotka, młoda piękna dziewczyna, nieco dziwne rodzeństwo i ceniony literat), spiętrzona intryga i olbrzymi dowcip to największe plusy tej powieści. Waltari ponoć pisał kryminały dla rozluźnienia po pracy na swoimi dziełami historycznymi i dzięki jego rozrywce, czytelnik ma swoja porcję kryminalnej zabawy w najlepszym, starym stylu. Bez nadmiaru brutalności,epatowania naturalistycznymi opisami i problemami patologicznych rodzin(tak charakterystycznymi dla współczesnych skandynawskich kryminałów), za to z osobistymi przesłankami, motywami i ciągle zaskakującymi wyznaniami podejrzanych. Kryminał został napisany w 1940 roku i czasem czuje się to w tempie, które jest znacznie spokojniejsze niż w dzisiejszych powieściach, ale nie brakuje w książce napięcia i właśnie umiejętność budowania dramatycznych sytuacji bez tanich chwytów literackich najlepiej świadczy o klasie autora. Potwierdza, że obecna kondycja skandynawskiej literatury kryminalnej nie jest kwestią przypadku. Książka, która dobrze się czyta i nieźle główkuje. A Palmu, jego pomocnik i narrator zarazem stanowią fantastyczny tandem!
Mika Waltari, "Błąd komisarza Palmu". Wydawnictwo Literackie. Kraków 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz