niedziela, 7 grudnia 2014

"Wnuczka do orzechów" książka dla kogo?

"Wnuczka do orzechów" to już 20 część Jeżycjady. Tym razem Borejkowie porzucają rozkopany, remontowany i rozgrzany letnim skwarem Poznań. Być może okazało się, że w mieście nie ma już bohaterów godnych wejścia do rodziny, a McDusia, dziewczyna na wskroś współczesna, niezbyt obeznana z poezją i kulturą wysoką, porzuciła Miągwę (czyli Ignacego Grzegorza) i wyjechała do Paryża. Ogólnie znaną prawdą jest, że gdy miasto i jego mieszkańcy za bardzo dają się we znaki, niektórzy wracają na łono natury i tak się dzieje w tym tomie. Na polskiej wsi spokojnej, wsi wesołej, Ida w dość dramatycznych okolicznościach poznaje płowowłosą, świetnie zorganizowaną, obrotną i gospodarną Dorotę Rumianek, która myśli o studiach medycznych i (co za radość!) w związku z tym zna łacinę;) Dorota razem ze swoimi babciami postanawia ugościć panią doktor i okazuje się to wizyta szczęśliwa dla wszystkich. Ida już układa w swej rudej głowie genialne plany matrymonialne, dotyczące rodziny- Gaba co prawda szczęśliwie upchnęła w mężowskie ramiona dwie córki, ale został jeszcze syn, a że Ignaś jest już studentem, więc czas pomyśleć o żonie (czyżby Idzie zaszkodził upał i upadek z malowniczego mostku?). Tymczasem Dorota pomaga Ignacemu (którego zaprosiła sprytna ciotka) zrozumieć świat, tłumacząc, że mężczyzna,który pisze wiersze nie zmaga się z życiem, a kobietę warto ścigać i o nią walczyć, nawet gdy ona uciekła, rzekomo, na zawsze. Poza tym Dorota sama zostaje trafiona strzałą Amora, a sprawcą tej strzały jest... A nie powiem! Tym bardziej, że matka Doroty, pracująca teraz w skandynawskim szpitalu w swoich mailach ostrzega przed rodem mężczyzn i szaleństwami hormonów (swoją drogą, domyślając się, że Dorota słyszała od, nauczonej smutnym doświadczeniem, mamy same skargi i ostrzeżenia przed popędliwą płcią wyzyskiwaczy, oszustów, to dziw bierze, że dziewczyna w ogóle z nimi rozmawia). Dorota jest postacią sympatyczną, bardzo w stylu tzw. starej Jeżycjady, nie jest zbyt zdegenerowana przez współczesność (a przy czym nie jest anachroniczna), zna reguły, ceni kulturę i kocha naturę, nie jest pustą lalą, a nawet na wzór modelki "Babiego lata" Chełmońskiego miewa brudne nogi. Miewa też połamane nogi- zresztą sytuacji zagrożenia zdrowia jest w tym tomie zastraszająco wiele, w stylu jest też swojski Pan Chrobot (choć musiałam się przyzwyczaić do fonetycznego zapisu naszej gwary,która w druku wygląda osobliwie) oraz przemiłe babcie. Większość Borejków przebywa u Florka i Pulpy na wsi, ciesząc się spokojem i własną biblioteką przewiezioną z ulicy Roosevelta (wszyscy ci, którzy uwielbiają szukać w Jeżycjadzie błędów i wypaczeń będą mieli używanie, bo przewożenie CAŁEJ biblioteki mimo wszystko jest pewnym szaleństwem).

Historia jest po jeżycjadowemu miła i krzepiąca, dobrzy, kulturalni i pracowici dostają od losu dar pierwszej prawdziwej miłości, a rodzina rośnie w siłę. I bardzo dobrze, że w dzisiejszej literaturze są takie punkty stałe i rodzinne, a członkowie rodu Borejków nie przestają zaskakiwać swoją rozległą, choć momentami dziurawą wiedzą-chłopcy Natalii co prawda nie rozumieją co to jest tożsamość, ale już kilka zdań później tłumaczą, że trojak to taniec ludowy albo typ garnka;).

Jednak czytając tę książkę cały czas zadawałam sobie pytanie: dla kogo pisze dziś Małgorzata Musierowicz? Język powieści, pełen kwiecistości, zawiłości, językowych dowcipów oraz sporej liczby trudnych lub rzadko używanych wyrazów, nie jest językiem współczesnej młodzieży. Rozliczne nawiązania do kultury i poezji na pewno będę docenianie przez elokwentne czytelniczki w wieku maturalnym, które sięgną po tę książkę z sentymentu, ale niekoniecznie przysporzą serii nowych wielbicielek. A to dlatego, że świat przedstawiany przez Musierowicz w najnowszych tomach nie jest światem naszej codzienności. Mam wrażenie, że o ile kiedyś rodzina Borejków była zwykłą, sympatyczną i otwartą rodziną z tradycjami, teraz jest to elitarna jednostka, żyjąca w zupełnie innej przestrzeni, w której jeśli ktoś lubi kulturę popularną (Florek) jest z miejsca niżej lokowany niż wielbiciel Bacha i Arystotelesa. Szkoda, bo także przez to młodym czytelnikom trudniej jest się utożsamić z bohaterami i wciągnąć w historię. Skąd to wiem? Żadna młoda czytelniczka, stanowiąca jak mniemam docelowego odbiorcę tych książek, nie zapytała o "Wnuczkę...", pytania, owszem, płynęły, ale od czytelniczek dorosłych. Bo na półkę z Jeżycjadą najczęściej zaglądają studentki i dorosłe kobiety, a młode czytelniczki bardzo rzadko z niej korzystają (choć zachęcamy, bo jak nie zachęcać do czegoś, co było ważną częścią naszego dorastania?). Ale jeśli nadal świat Musierowicz będzie bardziej jej światem niż rzeczywistością współczesnej młodzieży, w której dziewczyny będą mogły się odnaleźć, poczuć swojsko i bezpiecznie, zmiany nie wróżę.Chyba że odbiorca się zmienił i ma nim być dorosła, wychowana na Borejkach osoba, która świadomie przyjmuje tę konwencję, godzi się na taki świat przedstawiony, nie szuka w nim odniesień do realiów i nie dziwi się sformowaniu "zakarbuj to sobie". A może autorka spełni prośby czytelniczek i napisze powieść dla swoich dorosłych wielbicielek o swoich dorosłych bohaterach?To byłoby bardzo ciekawe! 

Małgorzata Musierowicz, "Wnuczka do orzechów". Wyd. Akapit Press. Łódź 2014

2 komentarze:

  1. A szkoda, bo kiedyś byłam wierną czytelniczką pani Musierowicz...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla nas, wychowanych na Musierowicz, seria ma na pewno czar i łączy się z nią wiele wspomnień (choćby owa słynna wycieczka po Jeżycach, której nie było;), ale zastanawiam się, czy gdybyśmy dziś miały 13 lat i sięgnęły po te książki, zrobiłyby one na nas takie same wrażenie i potrafiły wciągnąć w swój świat. Jeśli będziesz miała okazje przeczytaj i daj mi znać, co sądzisz o nowych częściach:)

    OdpowiedzUsuń